poniedziałek, 21 maja 2018

Posokowiec bawarski

UWAGA: Będzie długie i o jeleniu (na zwłoki którego najechałem w sobotę)

Znajomy (korposzczur -- jego własne określenie więc się nie obrazi) się przejął (bardziej niż ja) i mnie mobilizuje do alarmowania świata w temacie: ,,czy etyczne jest, że ktoś dopuścił do tego, że zwłoki jelenia leżą na polu.'' Przypuszczalnie zwierzę zostało postrzelone, uciekło i padło, że tak powiem w pewnym oddaleniu od strzelca. Takie rzeczy się zdarzają oczywiście. Skoro się zdarzają to pewnie są jakoś regulowane choćby zwyczajowo (etycznie/nieetycznie)

No to sru... piszemy w google i mamy (UWAGA: Postrzałek = postrzelone zwierzę; moje komentarze wewnątrz [[ .. ]]):

Rozporządzenie ministra środowiska z dnia 23 marca 2005 r. w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania i znakowania tusz Dz.U. z dnia 15 kwietnia 2005 r.; Zmieniona wersja (2011-12-14) Dz.U.2011.257.1548. Albo www.lowiecki.pl/gdansk/lowiec/regpol.html Albo Poszukiwanie postrzałka przy użyciu psa.

Art5/8: polowanie na zwierzynę grubą może odbywać się pod warunkiem zapewnienia udziału w poszukiwaniach postrzałka, ułożonego w tym celu psa.

[[Jeżeli nie miał psa to naruszył prawo. To jest zapis chyba obowiązujący od 2010 r.]]

[[To teoria, a teraz praktyka:]]

Udział psa w polowaniu -- czy na co dzień respektujemy przepisy prawa łowieckiego?/Zbigniew Ciemniewski. Ciekawe też tutaj: http://www.bowhunting.pl/pies-dla-mysliwego-z-lukiem/b/34

[[polowanie z łukiem. Ja pierdziu... BTW ale: ]]

Nie każdy myśliwy ma możliwość posiadania własnego psa. Charakter pracy, trudne warunki lokalowe, powodują, że trzymanie psa w domu często staje się niemożliwe. Nie zwalnia to jednak myśliwego z obowiązku szukania postrzałka z pomocą psa. Nie znam koła czy obwodu, w których nie ma przynajmniej jednego psiarza, do którego można zadzwonić po pomoc. Przy niektórych zarządach okręgowych PZŁ istnieją nawet tzw. pogotowia postrzałkowe zrzeszające właścicieli psów ułożonych do poszukiwania postrzałków. Zapisanie numerów telefonów do kolegów posiadających psy i korzystanie z ich pomocy pomoże wypełnić regulaminowy obowiązek każdego myśliwego, który mówi że polowanie na zwierzynę grubą może odbywać się pod warunkiem zapewnienia w poszukiwaniach postrzałka udziału ułożonego w tym celu psa (Art 5. 1. 8 regulaminu polowań).

[[czyli jakaś tam small-afera mogłaby być. Ale niekoniecznie (klubposokowca.org.pl/?page_id=87):]]

Co prawda rozporządzenie ministra środowiska w sprawie szczegółowych warunków wykonywania polowania, zobowiązuje myśliwych do zapewnienia udziału w poszukiwaniach postrzałka ułożonego w tym celu psa, jednak interpretacja pojęcia ,,ułożonego psa'' nie jest podana i w związku z tym jest bardzo dowolna.

[..]

Oczywiście mistrzami w tej dziedzinie pracy myśliwskiej są posokowce.

:-) Oczywiście. Kurde nawet nie wiedziałem że coś takiego istnieje podróże kształcą :-) Do dziś jakby mi ktoś powiedział POSOKOWIEC to bym to z owadem kojarzył prędzej, które to mają bombastic nazwy często.

Więc na koniec: https://www.olx.pl/zwierzeta/psy/q-posokowiec-bawarski/.

A na finalny-koniec: jeżeli ktoś doczytał aż tu i ma wśród znajomych myśliwego, który by się ustosunkował, to będę wdzięczny za komentarz.

Pętla: Skarszewy-Starogard-Pelplin-Tczew

Pojechałem sobie w niedzielę (19.05) właśnie taką trasą

Mieszkając w środku 3Miasta ma się problem z wyjechaniem z miasta w kierunku wschód/zachód. Na północ się nie pojedzie, bo morze. Pozostaje południe, tyle że się nudzi te ciągłe jeżdżenie na kierunku Osowa-Chwaszczyno-Kielno.

Weekend jest zatem dobrym momentem przejechania przez duże miasto w miarę sprawnie (światła/ruch/skrzyżowania), a zwłaszcza w godzinach porannych. Tak do 6:00--7:00 Gdynia to prawdziwe #GhostTown. W Gdańsku jest już wtedy większy ruch, ale też bez porównania z tym co się dzieje później, o ruchu w normalne dni/godziny nie wspominając.

No to pojechałem na Kociewie, rozpoczynając o 7:10. Wg planu przejechałem Gdańsk swoją trasą optymalną (dłuższą niż wzdłuż al. Zwycięstwa ale minimalizującą liczbę świateł, na których trzeba stawać i czekać na zmianę): Czyżewskiego-Polanki-Partyzantów-Matejki-Do Studzienki. Potem Końskim Traktem aż do Ronda Ofiar Katynia (lepiej znanym pod nazwą Plac Zebrań Ludowych). Teraz 3 Maja-Armii Krajowej i myk już jestem na #DK91. Ruch znikomy więc komfortowo pomykam na Pruszcz. DK91 generalnie jest bezpieczna, bo szeroka, tyle że jak jest duży ruch to hałas jest. Tą ścieżką na wale nie jeżdżę--nawierzchnia słaba/dużo przeszkód typu wysokie krawężniki. Nie mam obowiązku używania tej ścieżki zresztą więc działam też zgodnie z kodeksem.

Wylot (albo wlot) na Starogard (#DK222) jest zamknięty -- bo remont -- więc jadę dalej do Pruszcza z zamiarem wjechania na #DK226 albo #DK222. Skręcam od razu w ul. Raciborskiego, czyli decyduję się na DK222. Bym jechał dalej to mógłbym skręcić w ul. Zastawną (pierwszy skręt w prawo za Radunią). O tyle ten wariant jest nie-ten-teges, że ileś świateł jest po drodze i to takiej pryncypialnej, że trochę głupio na czerwonym wjeżdżać (a nawet bardzo głupio). Się zresztą okazało, że DK222 jest remontowana nie tylko na odcinku ulicy Starogardzkiej, ale później też. Co jakiś czas ruch jest tylko jednym pasem. Światła na krańcach takich odcinków skutecznie zniechęcają potencjalnych użytkowników, więc droga jest praktycznie pusta. Hurraaa! Do tego wiatr w plecy więc podjeżdżanie na odcinku Pruszcz--skrzyżowanie DK222/DK226, gdzie generalnie jest pod górę, idzie w warunkach komfortowych.

Dalej też zgodnie z planem DK226 do Mierzeszyna, a tutaj wątpliwość co dalej z uwagi na niejasny drogowskaz. Pytam się miejscowego, ale on nie wie, która to 226 (co za ciemniak), i że jak na Nową Karczmę to prosto. Na szczęście się go nie słucham i skręcam w lewo. Droga robi się jakościowo mocno średnia: dziur nie ma, ale nawierzchnia jest wyboista więc trzęsie. Sucha Huta--odludna wieś na skraju dużego lasu. Jeszcze parę kilometrów i skręt na Skarszewy. Do tej pory miałem wrażenie, że wjeżdżam z prawym bocznym przeciwnym wiatrem pod górę. Teraz będzie z wiatrem w plecy. No i dużo w dół, bo generalnie mam się finalnie znaleźć na poziomie Wisły.

W Skarszewach kilka fotek w tym malownicze rozlewisko Wierzycy i dalej jadę na Starogard. Przed Starogardem w Linowcu natykam się, prawie na poboczu na zastrzelonego jelenia. Dziwna sprawa, bo jest około 10:00 a zwierzę leży. Jeżeli to efekt polowania (o czym by świadczyłaby ogromna dziura z boku klatki piersiowej), to pewnie straciło życie wcześnie rano więc upłynęło już wystarczająco dużo czasu żeby go zabrać. Anyway pierwszy raz w życiu widzę coś takiego.

Starogard bez historii--nie planują się tutaj zatrzymywać. Jadę na Pelplin drogą #DK222/#DK229. Wzdłuż obu zbudowali ścieżkę, a na drodze non stop zakaz jazdy rowerem. Zakaz to zakaz--nie jadę. Ścieżka jest bardzo dobrej jakości. Da się jechać szybko, prowadzi jedną stroną drogi więc nie ma tak uciążliwych w przypadku wielu innych ścieżek miedzymiastowych zmian prawa/lewa strona drogi co kilka kilometrów.

Mijam A1 (aka autostrada Bursztynowa), wjeżdżam do Pelplina. To tak w ogóle ciekawe miasteczko jest i godne zwiedzania: muzeum diecezjalne/katedra, ale ja zwiedzałem i jedno i drugie niedawno, więc tylko zdjęcie katedry na dowód, że byłem i jadę dalej kierując się na Rajowy-Maniowo-Radostowo.

Droga znowu robi się wyboista (ale nie dziurawa). Tempo spada wiatr przestał wiać w plecy, jest teraz boczny, często niesprzyjający. W Rajkowach widzę kościół i skręcam. Dobra decyzja: przy kościele stary cmentarz z grobami z końca 19 wieku. Polskie nazwiska i inskrypcje. Jeden kuty krzyż o interesującym wyglądzie oraz jeden żeliwny odlewany. Ha, jeden skalp więcej (mowa o tym żeliwnym odlewanym--których geotagowane zdjęcia kolekcjonuję). Następny przystanek jest już planowany: gospodarstwo pn. Radostowskie Rarytasy. Z daleka widać napis sprzedaż serów czy jakoś tak.

Radostowskie Rarytasy wypatrzyłem na Facebooku. Spodobało mi się, że się fajnie promują. Teraz mam okazję zobaczyć sklep w realu i też mi się podoba. Kupuję kilka małych kawałków różnych serów. Każdy elegancko opakowany w firmowy papier. Do tego masło dla Elki. Pani proponuje jeszcze twaróg i mleko, no ale ja nie mam już miejsca w plecaku, no i do Sopotu jeszcze trochę zostało więc plecak za ciężki to też nie powinien być. Pani sprzedawczyni robi mi zdjęcie przed sklepem i jadę dalej.

Wjeżdżam na DK91 w Subkowach, skręcam na Tczew.

Oczywiście Tczew też warto zwiedzić tak w ogóle, ale ja tu już byłem milion razy więc nie wjeżdżam do miasta tylko DK91 na Gdańsk.

NB chciałem wracać przez Żuławy, ale zmieniam zdanie. Na liczniku już circa 120 km, do domu jeszcze trochę zostało. Szacuję że jak pojadę DK91 to wyjdzie circa 170. Przez Żuławy byłoby dalej. Jadę DK91. Wbrew pozorom jazda tą drogą jest całkiem OK--ruch jest mały, bo większość aut jeździ po A1. Teraz jest pod wiatr, ale ponieważ jest ciepło, to jest OK, tyle że jadę wolniej niż gdyby wiało w plecy.

W Gdańsku mógłbym wracać z grubsza tą samą trasą co jechałem rano, ale decyduję się na inny wariant: DK91 do Huciska (tunelem pod DK501/Armii Krajowej w szczególności)-- Podwale Staromiejskie--Podmłyńska/Rajska (albo Stolarska/Łagiewniki). Jeżeli Podwale Staromiejskie to do skrzyżowania przy Zieleniaku no i dalej standard czyli ścieżka rowerowa wzdłuż al. Zwycięstwa. Jeżeli zaś Stolarska/Łagiewniki, to bardziej skomplikowana trasa: Marynarki Polskiej--Uczniowska--Czarny Dwór itp. Dziś wybieram wariant #1 Podmłyńska/Rajska--al. Zwycięstwa.

W domu jest tuż przed 15:00, na liczniku (prawie) 170km.

Niedziela

Zaczynam godzinę później tj. 8:10. Miasto puste (niehandlowa niedziela BTW). Trasa znana i już raz objechana w całości, a wielu fragmentach, to nawet wielokrotnie: Gdynia-Pierwoszyno-Mrzezino-Puck-Łebcz-Władysławowo. W Pucku ciekawostkowe muzeum jest BTW eksponujące modele wodnosamolotów Lublin R-XIII (nie zwiedzałem, podobno ciekawe). Inna atrakcja w drodze do Pucka to Rzucewo gdzie jest pałac/hotel oraz zejście na plażę z minimolem. Tyle, że droga do Rzucewa (3km) koszmarnie dziurawa

We Władysławowie powrót drogą główną, tj. DK216 (mały ruch) do Widlina, tam skręt na Mrzezino. Stąd praktycznie tą samą trasą co rano tyle, że w przeciwną stronę.

Wycieczka bez historii. W Połchowie są groty (trzeba skręcić przy sklepie w prawo na Gdynię), na które tak w ogóle warto rzucić okiem (google:grota połchowo), ale ja już rzucałem więc nie skręcam. Poza tym, przed Połchowem dogania mnie i śmiało wyprzedza facet na niebieskim Fuji. No to ja mu na koło i jedziemy. Odnoszę wrażenie że gość chce mnie urwać. Zagina się i rantuje. W końcu odpuszcza--się zorientował, że wprawdzie gość (czyli ja) wolno jechał sam, ale teraz to magicznie ożył i nie-da-rady go zgubić. Typ mruka o silnych nogach. Nie odzywa się, ani cześć ani pocałuj-wójta... Za Mrzezinem facet zaczyna się denerwować, widać że moja jazda za nim nie podoba mu się, w końcu macha rękami, zwalnia i zjeżdża w lewo. No to daję zmianę, ale gość nie korzysta z koła--jedzie 10m za mną. Amatorka totalna. Tak dojeżdżamy do skrzyżowania z DK100, gdzie znowu mnie wyprzedza. Tym razem daję mu spokój. A niech jedzie. Niedziela jest, co go będę stresował:-)

W domu jest tuż przed 12:45, na liczniku (prawie) 110km.

Do pobrania ślady kml ze zdjęciami; zdjęcia (flickr); ślad gpx; ślad kml.

niedziela, 6 maja 2018

Bardzo długi weekend (podsumowanie)

W tym roku długi weekend był naprawdę długi bo trwał 10 dni. Zaczął się w piątek 27 kwietnia a skończył dziś 6 maja. Do tego wyjątkowo dopisała pogoda. Nie padało, było słonecznie ale nie upalnie. No może noce/ranki były trochę zimnawe, ale przecież to przełom kwietnia/maja więc jakby tak ma być.

Plan był taki: do Bachotka (na TeX-konferencję) w piątek, tam posiedzieć do 29 kwietnia do południa. Z Bachotka pojechać na Warmię, konkretnie na jej część wokół Braniewa. Zwiedzanie tej części Warmii miałem od dawna w planach. Zatem 29 kwietnia Bachotek-Nowa Pasłęka, potem 30 kwietnia pętla przez Pieniężno/Górowo i drugie nocowanie w Nowej Pasłęce. Wreszcie 1 maja powrót do Sopotu. Tyle było w planach, pozostałe rowerowanie w dniach 2--6 maja to już było spontanicznie i wokół Sopotu. Szczegóły przedstawia zestawienie:

Dzień27.0428.0429.0430.041.052.053.054.055.056.05
Dystans1854020018515570802519075

Zawartość sakw/plecaka/kieszeni koszulek

Razem dystans przejechany 1205 km w tym 765 km na żółtym z bagażem oraz 435 km na czarnym. Pierwszy raz w życiu jeździłem na rowerze z sakwami. Do tej pory jeździłem do Bachotka bez bagażu, który podrzucałem znajomym do przewiezienia. W tym roku było inaczej i w tym celu wyposażyłem rower w dużą torbę na kierownicę Ortlieb Ultimate oraz bagażnik Authora na rurę podsiodłową. Obie rzeczy kupiłem dawno temu, ale niespecjalnie z nich korzystałem.

Ponieważ z dawnych czasów kiedy parę razy go założyłem pamiętałem, że bagażnik Authora na szybkozamykacz miał tendencję do przekręcania się w czasie jazdy, zmieniłem szybkozamykacz na normalną śrubę z imbusem. Ponadto przypadkowo zupełnie da się wstawić ten bagażnik w tylne widełki ramy mojego roweru przełajowego i zamocować go na rurze ramy a nie na rurze podsiodłowej. W tej pozycji bagażnik znajduje się niżej co obniża środek ciężkości i lepiej wygląda. Bagażnik wyposażony był w niewielką sakwę, na którą dołożyłem miękką sakwę podsiodłową. Tę miękką też kupiłem kiedyś a nie teraz i nawet wykorzystuję ją od czasu do czasu, ale uważałem ją za średnio wygodną i mało pakowną. Teraz zyskała na wygodzie i pakowności bo zamiast wisieć, leży na bagażniku. Całość jest owinięta gumowymi ściągaczami.


Rower gotowy do wycieczki

No więc koncepcja się sprawdziła: nie nie odpadało, nic się nie luzowało. Pewien problem był z przodu, bo torba powodowała, że zdjęcie obu rąk z kierownicy wprowadzało rower w silne drgania. W rezultacie nie dało się jechać bez trzymanki, a lubię tak robić co jakiś czas celem rozprostowania pleców. Próbowałem problem rozwiązać, przepakowując maksimum lekkich rzeczy do torby na kierownicę, ale to tylko go zmniejszyło ale nie zlikwidowało całkowicie (drgania pojawiały się później i były mniejsze).

Torba na kierownicy powoduje zresztą inny kłopot: nie da się zamontować kamery (well by się dało ale trzeba pogłówkować). W rezultacie zamiast kamery 4K Xaomi przeprosiłem się z Contourem i zamocowałem go uniwersalnym uchwytem do rur na goleniu widelca. 1/3 obrazu zajmuje wtedy kręcące się koło ale lepsze to niż nic. Trudny wybór: można by zrezygnować z tej torby (na moje dałoby upchnąć wszystko z tyłu) ale z drugiej strony, to co jest w Ortliebie jest bajecznie łatwo dostępne (nawet bez zatrzymywania się, w czasie jazdy, da się otworzyć/zamknąć tę torbę.)

Co zabrałem? Trochę odzieży żeby nie chodzić w kolarskich (spodnie, bluza, bielizna cywilna no i ekstra skarpety. Do tego bluza/spodnie termoaktywne plus kurtka ROADR 900 B'Twin na wypadek zimnych nocy/deszczu), trochę jedzenia na wszelki wypadek (jak zjadłem miałem lżej). Mały ręcznik + pasta i szczoteczka. Nie miałem cywilnych butów. Dużo elektroniki: 2 aparaty fotograficzne, bardzo mały komputer (0,5kg), smartfona, kamerę sportową. Różne kable i zasilacze (i tak jednego zapomniałem). Kamera jechała na rowerze, smartfon i aparat kompaktowy (Sony RX100) były w kieszeniach koszulek a drugi większy aparat (Olympus E-M10 + obiektyw Panasonica 12--32mm) w plecaku (albo w Ortliebie, no ale wtedy drgania większe:-)) celem łatwego dostępu. Nie zabrałem powerbanku--co było błędem. Koniecznie trzeba. Generalnie dużo to ja nie wziąłem,ale i tak rower był odczuwalnie cięższy. Bagaż było ustawiony raczej pod dobrą pogodę, ale gdyby padało to też nie byłoby problemu tyle, że musiałbym błotniki zamontować (a mam takowe do tego roweru pn. SKS XRaceblade -- bardzo dobre, mimo że połówkowe).

Czy mój wybór bagażu jest OK, no to by wymagało weryfikacji także w gorszych warunkach pogodowych. Na moje odzież nie stanowi wielkiego problemu--zawsze można coś kupić w sklepach z tanią odzieżą. BTW takie sklepy są powszechne na prowincji, a już zakup brakujących kabli/ładowarek może być problematyczny, albo zbędnie-kosztowny.

Uprzedzając pytanie nigdy nie byłem fanem nocowania w namiocie. Więc w czasach gdy znalezienie agroturystyki jest bajecznie proste i tanie raczej nikt mnie na wożenie namiotu/śpiwora nie namówi.

W planach następne wojaże--stay tuned.

piątek, 4 maja 2018

Wyjazd w długi weekend (Bachotek 2018)

27 kwietnia: Sopot--Bachotek (185km) z przystankiem w Nowym Mieście Lubawskim. Źle policzyłem czas/dystans i będąc w niedoczasie pojechałem najkrótszą drogą: Tczew-Malbork-Pasłęk-Susz-Iława. W sumie bez historii dotarłem do NM Lubawskiego, gdzie byłem umówiony z koleżeństwem ADD (jeszcze z liceum się znamy), które tam mieszka. Mile spędziliśmy 2 godziny, po czym pojechałem dalej do Bachotka. Na miejscu byłem około 21:30.

28 kwietnia: dzień wolny (miał być), ale jednak pojechałem dwa razy do Brodnicy po zakupy (4x10km = 40km). Drugi wyjazd po produkty na grila, się bowiem nagle okazało, że ogniska nie będzie 28. kwietnia tylko dzień później. Zamiast na ognisko zaprosiłem ADD na grila. Fajnie było...


Cmentarz hrabiów zu-Dohna-Lauck (mój ślad obok)

29 kwietnia: odwrót z Bachotka, ale nie do domu tylko do Nowej Pasłęki. Znowu wyjechałem za późno do tego zapomniałem naładować smartfona (błędem było także niezabranie powerbanku). W rezultacie mocno nadłożyłem drogę i przyjechałem na kwaterę znowu ciemną nocą (200km). Do tego uparłem się zobaczyć płyty nagrobne w Markowie koło Morąga. Na szczęście: ostatni fragment trasy był dość nieskomplikowany, droga równa i bez dziur a księżyc w pełni. Dotarwszy do Nowej Pasłęki pytam się pierwszej osoby gdzie jest pensjonat `U Rybaka', w którym miałem zarezerwowany nocleg. Pan do mnie przyjechał to tutaj. Się okazało, że `U Rybaka' jest blisko wjazdu/wyjazdu na Braniewo. BTW fajna i godna polecenia agroturystyka.

Co do płyt z Markowa, to i tak ich nie zobaczyłem. Pod presją czasu nie zdecydowałem się na ich szukanie. Wyjeżdżając z Bachotka nie odrobiłem pracy domowej, zakładając że jakoś trafię. Pytałem się miejscowych, ale dupa-zbita--nie było to takie proste. Teraz widzę, że nawet za pomocą Google nie jest to proste--większość stron nie podaje gdzie to dokładnie jest. W końcu znalazłem (http://www.ciekawemazury.pl/info.htm#1856/pl/i/pseudomegalityczny_cmentarz_dohnow) i wydaje się że informacja jest poprawna (pałac Dohnów jest oznaczony poprawnie, to pewnie cmentarz też). Byłem blisko, co wiadać na zrzucie z googleMaps.

30 kwietnia: objazd Warmii (północnej). Pojechałem przez Pieniężno do Górowa-Iławieckiego. W obu miastach już kiedyś byłem, ale krótko i przelotem. Tym razem chciałem zwiedzić muzeum Księży Werblistów (Pieniężno) oraz muzeum gazownictwa (Górowo). Miało być 160 km, a wyszło 180.

Muzeum Weblistów bardzo fajne i godne polecenia. Urządzone pomysłowo i ze smakiem. Dużo strojów/masek oraz kilkadziesiąt egzotycznych instrumentów muzycznych (coś dla Elki). Nie wiem czy to standard jest w każdym przypadku, ale zostałem wpuszczony do środka i pozostawiony samym-sobie (jak pan będzie wychodził, to pan drzwi zatrzaśnie). Za to muzeum gazownictwa okazało się totalną porażką. Słabo z informacją -- na mieście nie ma drogowskazów, co jest jakby standardem w przypadku tego typu placówek. Po odszukaniu stosownego adresu za pomocą googleMaps nie bardzo wiadomo jak wejść. Się okazuje, że muzeum jest bezobsługowe -- żeby zwiedzać, to trzeba zadzwonić do miejscowej Informacji Turystycznej. Ja miałem pecha, telefon nawet ktoś odebrał ale zostałem poinformowany, że dzisiaj nieczynne. Podany powód był dziwaczny i raczej dla mnie był jeszcze jednym dowodem na to, że muzeum niespecjalnie jest warte uwagi.

Górowo jako atrakcję reklamuje też: Żywkowo często nazywane [...] Stolicą Bocianów. Do tej składającej się z dziewięciu gospodarstw i zamieszkanej przez 25 osób wsi co roku przylatuje około 100 bocianów. Odlatuje z niej około 200. Pojechałem, bez rewelacji. Gdybym nie pojechał to bym wiele nie stracił. Droga do Żywkowa dziurawa...

1 maja: powrót do domu przez Żuławy. Wystartowałem o 5. coś tam rano... Jadę do Fromborka, tam już byłem więc nie zatrzymuję się, zresztą nie ma po co. Jest 6 rano i miasto jest całkowicie wymarłe. Następne miasteczko--Tolkmicko zwiedzam pobieżnie. W Suchaczu na plaży jem śniadanie. Cała plaża to 100x30m piasku pośrodku ogromnych trzcinowisk. Omijam S7/E28 i jadę do domu przez Żuławy--super malownicza trasa wzdłuż Nogatu. Setki wędkarzy na brzegu i na łodziach. Nogat przekraczam na moście w Kępkach/Bielniku Drugim (oryginalna nazwa!) Droga jest całkiem dobrej jakości.

W Kępkach kieruję się na Stegnę, ale za Rybiną z drogi 502 skręcam na Sztutowo (jest drogowskaz). W rezultacie wyjeżdżam tuż obok obozu Stuthoff. Z rowerem nie wpuszczają, ale odwiedzam księgarnię, sprzedającą m.in. publikacje wydane przez Muzeum Stuthoff. Miła pogawędka z ochroniarzem, który mnie opierdolił bezceremonialnie w zeszłym roku:-) za próbę wjechania rowerem, przy czym od razu wyjaśniam że zrobiłem to nieumyślnie. W KL Stuthoff są bowiem co najmniej dwie bramy, pierwsza przy drodze i jak na moje to nie wiadomo po co jest, bo można nią swobodnie wchodzić/wychodzić (ale nie wjeżdżać--szlaban jest) i przy tej bramie nie ma żadnych kas itp instalacji. Do drugiej położonej ze 100m od pierwszej nie dotarłem -- pewnie są tam kasy i kontrola biletów przy wejściu. Mi się wydawało, że zakaz jazdy--całkowicie zrozumiały, bo przecież jest to jeden wielki cmentarz -- jest od kas/wejścia za biletem. No nie jest--faktycznie jest znak zakazu jazdy rowerem już przy pierwszej bramie, na który nie zwróciłem uwagi zakładając, że i tak nie wjadę do obozu, ale do kas jeszcze mogę...

Chcę sobie skrócić/urozmaicić drogę więc jadę na Mikoszewo gdzie za 5 PLN przekraczam Wisłę promem. Full luda, w obie strony. Od Przejazdowa droga na Gdańsk pusta. Przed Gdańskiem policja mnie molestuje że nie-ścieżką-to-tamto. W końcu puszczają bez mandatu. Generalnie pełno policji chuj-wi-po co (bo ruchu nie ma), to szukają pretekstu, żeby kumendant ich nie opierdolił po powrocie, że w krzakach spali zamiast patrolować. Oczywiście standardowe pierdolenie jak to oni dbają o moje bezpieczeństwo swoją (w oczywisty sposób zbędną) działalnością. Ciekawe czy sami wierzą w te brednie? Jeżeli zamiast mózgu nie mają gówna, to pewnie tak -- niełatwo jest żyć ze świadomością bycia pasożytem. NB. 3-go maja jeszcze mniejszy ruch i jeszcze więcej policji. Pierwszy samochód jaki zobaczyłem zaczynając wycieczkę do Rewy o 5:30 rano to był radiowóz. Normalnie państwo policyjne.

No ale summa sumarum udana wycieczka nie skończyła się mandatem więc nastrój tylko trochę mi popsuli. Do domu przyjeżdżam jakoś tak koło 14:00. Na liczniku 155km. Łącznie przejechałem +750km. Warmia to fajnie miejsce do rowerowania: mały ruch i drogi generalnie dobrej jakości (są wyjątki oczywiście z odcinkiem Markowo--Klekotki--Godkowo na czele, który jest tak dramatycznie kiepski, że nawet na GoogleMaps to wyraźnie widać.).

Do pobrania ślady kml ze zdjęciami; zdjęcia (flickr); ślad gpx; ślad kml.