dzień 1: poniedziałek
Pobudka 5:00, ale się grzebałem więc wyjazd około 7:00 dopiero. Ja rowerem Elka ma mnie dogonić samochodem:-) startując około 10:00. Jadę przez Sobieszewo do Elbląga gdzie mnie zgarnia -- zgodnie z planem -- Elka, co wyjechała 9:30 (spotkaliśmy się 10:30); przejechałem 80km. Potem jedziemy już samochodem do Zwierzyńca, miasteczka obok słynniejszego Szczebrzeszyna. Robimy jedną przerwę w Garwolinie, gdzie jemy obiad w bardzo dobrym barze wietnamskim, a ja potem lody cukierni obok (bardzo dobre i tanie.) Po 18:00 docieramy do Szczebrzeszyna, który zwiedzamy naprędce. Po 19:00 docieramy do Zwierzyńca a stąd do miejscowości Sochy gdzie mamy kwaterę (3 km od Zwierzyńca). W Sochach nie ma zasięgu--telefony nie działają a Internet działa jak 30 lat temu:-(
dzień 2: wtorek
Rano pobudka 5:20 około 6:00 wyjechałem rozpoznawczo na przejażdżkę; zimno jak piorun (podobno 3C). Dojechałem do Józefowa, gdzie straciłem pół godziny usiłując odnaleść pomnik żydowskich ofiar batalionu 101 kierując się planem napotkanym w tymże Józefowie. Po przejechaniu 50km wróciłem do domu przed 9:00. Elka już na nogach więc poszliśmy na dwa szlaki wokół Zwierzyńca. Potem jedziemy do Józefowa raz jeszcze, ale przedtem na obiad. Że w Zwierzyńcu nic nie znaleźliśmy to jedziemy do Józefowa. Tam zaczynamy od pierogarni Józefowskiej, potem do cukierni u Dzidy. Pierogarnia taka PRLowska w klimacie...
Szukamy tego pomnika i znowu ni-hu-hu; oglądamy wieżę widokową, kamieniołom i żydowski kirkut. W przypływie olśnienia zamiast planu z Józefowa, po prostu wpisuję do google "pomnik żydowskich..." Jest w zupełnie innym miejscu niż na planie. Jedziemy, oglądamy, wracamy. Na kolację pijemy 1l piwa kupionego w Zwierzyńcu (bo tu jest browar); bardzo dobre...
dzień 3: środa
Rano pobudka znowu około 5:20 i około 6:00 wyjechałem, znowu zimno jak piorun ale jestem lepiej ubrany, bo kupiłem rękawice ogrodnicze (innych nie było) a na głowę ścierka z kuchni (czapki też nie było w sklepach z ciuchami--nie sezon jeszcze); Przez Józefów i Tomaszów dojeżdżam około 8:30 do Bełżca. Muzeum zamknięte, otwarte od 9:00. OK, kręcę się trochę po okolicy potem ogladam muzeum. Elka dzwoni przez messangera (bo w Sochach przypominam nie ma zasięgu), że ma pomysł na dalszą część dnia w okolicach Suśca. To mi nawet pasuje. Umawiamy się na spotkanie 10:30 w Suścu. Dojeżdżam, rower do bagażnika i idziemy na szlak pn rezerwat Szumy na Tanwi. Łazimy prawie do 14:00, potem do Józefowa na obiad. Powtórka z wczoraj: pierogarnia + cukiernia. Potem zwiedzamy inny rezerwat: czarcie Pole. Około 17:00 wracamy na kwaterę. Jadę do Zwierzyńca po pieniądze z bankomatu i piwo. Wracam kolo 18:00.
Dziś przejechałem 90+10,około 100km Jutro w planach kajaki i wyjazd o Szczebrzeszyna a może i Frampola (rano)
dzień 4: czwartek
Rano pobudka jak zwykle; w planach jazda do Frampola i Szczebreszyna i to wszystko w 3 godziny. Kompletnie nierealne. Jakoś z mapy mi wyszło, że to bardzo blisko. Pogubiłem się dwa razy z trasą na Frampol i odpuściłem sobie Frampol i Szczebrzeszyn, ale przejechałem 55 km. Wróciłem za to dość wcześnie bo następny punkt pobytu dopiero zaplanowany na 11:00.
O 11:00 jedziemy z kajakiem do Zwierzyńca (nb kajak tu akurat kosztuje drożej niż na Kaszubach -- 130 PLN); circa 11:30 zaczynamy a po po 15:00 jesteśmy na miejscu w Szczenrzeszynie (Żydowskie miasto jak się dowiadujemy:-) w drodze powrotnej od naszego gospodarza; w sensie że w Zwierzyńcu Żydów nie było); trochę mniej niż planowane 4h Rzeka i spływ rewelacja, zmienne krajobrazy, dużo przeszkód w wodzie w tym trzy progi (i jedna przenioska); potem już późny obiad (tym razem w Pierogarni w Zwierzyńcu) i koniec programu na dziś...
dzień 5: piątek
W nocy mocno padało, rano mży ale my transferujemy się na zachód do Sandomierza, do którego docieramy około 11:00. W Sandomierzu piękna pogoda, która ma się popsuć jutro. Kwaterę mamy od 15:00 więc parkujemy samochód i zwiedzamy starówkę, w tym muzeum dom Jana Długosza (ciekawe ekspozycje.)
Po obiedzie idziemy na kwaterę; którą mamy niedaleko starówki na lewobrzeżnym Sandomierzu. Prawobrzeżny się dowiadujemy to taki Sopot-Kamienny-Potok vs Sopot-okolice-Mola. Żartuję, że Sandomierz to żydowskie miasto na Polsko-Ukraińskiej granicy. Coś w tym jest potwierdza gospodarz :-) Na Wiśle była granica województwa Lwowskiego przed wojną...
Potem jedziemy na Pieprzowe Góry. Tutaj parkujemy u faceta na posesji za 10 PLN/godzinę, bo nie ma innej możliwości, idziemy dalej następny facet ubolewa, bo podobno jest darmowy parking, ale w innym miejscu i szkoda że tam nie trafiliśmy, po czym kasuje od nas kolejne 5 PLN od głowy w sumie nie wiadomo za co... Wracamy na kolację a potem idziemy na pokaz pn teatr ognia na rynku
dzień 6: sobota
Pobudka 5:00, wyjazd nawet przede 6:00; w planach Annopol przez Zawichost, drogą 77 (pusta). W Dwikozach skręcam na winnicę a potem jadę dalej na Wysokie Góry (wieś); droga malownicza bo przez wąwóz lessowy (+10% nachylenia) potem takim samym wąwozem lessowym zjazd do Dwikoz. Do Annopola nie dojeżdżam, bo chcę wrócić na 9:00. Po drodze skręcam na Pieprzowe Góry żeby sprawdzić jak to wygląda rano. Żywego ducha jest 8:55. O 9:00 przyjeżdża jednak jakiś gość i coś ode mnie chce; nie wdaję się w rozmowę i jadę do Sandomierza. Czyżby ci kasjerzy działali od 9:00?
Pogoda jest pochmurna, idziemy zwiedzać muzeum na Zamku (ciekawe) potem idziemy nad Wisłę nie mając nic lepszego do roboty, potem obiad i zwiedzanie podziemi; W międzyczasie zaczęło padać. Wracamy do domu. Idziemy na mszę na 17:30. Jutro wyjazd do domu 8:00
dzień 7: niedziela (powrót)
Pobudka 6:00, wyjazd 8:00; Pada mocno aż do Warszawy, potem coraz lepsza pogoda Po drodze zjedliśmy obiad w barze Okoń koło Pasłęka. Kupa luda przy stołach. Jedzenie dobre ale chyba dość drogo (nie pytałem się Elki ile zapłaciła). Zatrzymaliśmy się na działce i pozbieraliśmy to co urosło przez tydzień (m.in 4kg pomidorów); Do domu dotarliśmy około 17:00.
Ślad ze zdjęciami jest tutaj (albo tutaj) a same zdjęcia na flickr.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz