Mój bursztynowy przywódca M. już na początku tygodnia uprzedził mnie o nadchodzącym sztormie, który miał ucichnąć pod koniec tygodnia. Faktycznie wiało i do tego prawie-że-idealnie bo z północnego wchodu. W czwartek 15.10 wiatr ucichł więc pojechałem rowerem na Sobieszewo (po drodze zaglądając też na Brzeźno). Że to względnie daleko i mi się nie chciało jechać na Orle, to tym razem pojechałem na parking w Sobieszewie (wejście numer 16). Stali tam już ludzie z podbierakami, ale niewiele się jeszcze działo. Kolega M. zarządził wyjazd na wieczór...
Jak przyjechaliśmy było jeszcze szaro ale szybko zapadła noc. Fala była jeszcze duża i trzeba było uważać. Udało mi się wyłowić 17g bryłkę i parę jeszcze ładnych kawałków, po czym złamałem podbierak. Bez podbieraka nie szło już tak dobrze ale trochę dozbierałem więc generalnie byliśmy zadowoleni, zwłaszcza że w tym roku do tej pory praktycznie zero mimo kilku prób. Bursztyn wymywało dosłownie na odcinku 30m; jak przestało poszliśmy do domu. Rano w piątek 17.10 powtórka, ale było słabo. Wg. M. za duża fala była ciągle--umówiliśmy się na wieczór.
Wieczorem też nieszczególnie. Mało i małe. Wracamy do domu jest 22:00. A M. żebyśmy jechali do Mikoszewa. Ja na to że mi się nie chce, ale że namawiał to mówię OK. Pierwszy raz jedziemy na Mikoszewo ale trafiamy bez pudła-- jest 23:00 jak wychodzimy na plażę. Kupa luda. Cała plaża na fioletowo. W świetle latarki UV widać pełno leżącego na piasku bursztynu--takie kawałki wielkości pestki od jabłka albo trochę większe (i mniejsze). Są tego miliony... Większe też się trafiają ale oczywiście trzeba wejść do wody. Zbieramy do 1:00 w nocy, w domu jestem o 2:00. Mam 170g uzbierane (Sobieszewo/Mikoszewo)
W Sobotę M. nie może, jadę sam rano rowerem z kaloszami w plecaku. Primo chcę zobaczyć jak wygląda plaża bo wczoraj to byliśmy w nocy. Po drugie porobić zdjęcia mając nadzieję na dzikie tłumy + (być może) policję (pandemia jest). Przyjeżdżam 9:30-- plaża cała w śmieciach. Ludzi jest sporo ale nie aż tak za bardzo (potem doszło więcej, tyle że dużo spacerowiczów i słoikowców tj. zbieraczy okazjonalnych, bez sprzętu). Ubieram kalosze i zbieram z brzegu oraz kopię w grubej warstwie śmieci. Nb. że nie mam woderów, to akurat no-problem, bo woda jest tak mętna że i tak wszyscy co stoją w wodzie zbierają max 2m od linii brzegowej, patrząc w stronę plaży. A jest mętna, bo pływa pełno wodorostów o konsystencji rozmoczonej waty (które w świetle UV wczoraj wyglądały jak buraki, ponieważ zielony zmienia się w bordowy)
Do 13:00 w tym stylu i tym sprzętem uzbierałem 340g! Melduję M. co widziałem. Od razu chce jechać, ja mniej bo od 30 godzin na nogach! Pojechaliśmy wieczorem. Dozbierałem następnych 190g. Bursztyn ciągle wymywa i jest fala. Okruchów jest tyle na piasku, że można by do rana siedzieć i kilo uzbierać (tylko po co?)
Niedziela 18.10. Jeszcze raz do Mikoszewa. Tym razem z Elką i Jankiem. Nie ma fali. W wodzie już nic nie ma--czysta. Na brzegu jedno miejsce gdzie grubo śmieci--tam kopią i znajdują większe kawałki takie wielkości ziarnka grochu. W innych miejscach generalnie przekopana albo śmiecie odpłynęły. Mimo to 120g zebraliśmy...
Reasumując w ten szalony weekend uzbierałem 170+190+340+120 = prawie 900g bursztynu. Smak sukcesu psuje fakt, że 90% to drobnica. Inni też się obłowili sądząc po wpisach na FB grupie zbieraczy. Mocny początek sezonu.
Zdjęcia są tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz