Pojechaliśmy na wycieczkę na Słowację i na Węgry. Dwa dni zwiedzania okolic Starej Lubowli (Stará Ľubovňa) potem 2 dni w Budapeszcie. Z dojazdami wyszło od poniedziałku do niedzieli 21--27 sierpnia 2017, tj. przyjechaliśmy do Lubowli w poniedziałek około 20:00, a w niedzielę z kolei byliśmy w domu około 18:00 (wyjeżdżając z Budapesztu przed 7:00 rano).
Udało mi się mimo niechętnej postawy małżonki zabrać rower. Żeby było więcej miejsca w bagażniku na bagaże, to z kół zdjąłem zaciski i wsadziłem je do zrobionych z kartonu pokrowców. Ponadto odkręciłem pedały. Po tych zabiegach rower był bardziej płaski i stwarzał lepsze wrażenie (na małżonce, bo pewnie i bez odkręcania cały bagaż też by się zmieścił). Czy ten rower w ogóle się przyda nie był całkiem pewne -- zależało to m.in. od zakwaterowania.
Pierwszego dnia w Lubowli zwiedzaliśmy głównie zamek. Interesujące miejsce, dużo poloników (tj. przedmiotów związanych z Polską) i ciekawe ekspozycje, w szczególności rekonstrukcje warsztatów rzemieślniczych, browaru i gorzelni. Pokaz ptaków drapieżnych używanych do polowań -- dla mnie taka sobie atrakcja, ale publiczność była liczna i zachwycona. Po zamku pora na zwiedzanie skansenu, który jest w pobliżu (można kupić bilet od razu uprawniający do wejścia do zamku i do skansenu.) Też miejsce warte zwiedzania, w przeciwieństwie do następnej atrakcji pn. średniowieczny obóz wojskowy (Stredoveký vojenský tábor -- w skrócie tabor), którą spokojnie można sobie odpuścić -- oszczędzając 2 EUR. Niewiele jest tu ciekawych rzeczy do oglądania; konkretnie mówiąc są cztery: replika wozu husyckiego (wóz taborowy) z okresu wojen husyckich i trzy rodzaje katapult. Nawet interesujące te katapulty, ale zwiedzanie wszystkiego zajęło nam góra 10 minut, czyli nie za dużo. Podobno jest to miejsce imprez plenerowych typu turnieje rycerskie czy łucznicze, ale my nie mieliśmy widocznie szczęścia bo nic takiego nie miało miejsca, a gdyby nawet to są to raczej atrakcje dla dzieci. Jest też `stylizowana karczma', pytanie tylko na co stylizowana? Wygląd nie zachęcał do wejścia.
Wieczorem pojechaliśmy na basen do Wyżnych Rużbachów (Vyšné Ružbachy). Kąpielisko termalne Izabela (chodzi o hrabiankę Zamojską BTW, która w pełnym brzmieniu nazywała się Izabela Alfonsina Maria Teresa Antonina Krystyna Mercedes Karolina Adelajda Rafaela de Burbon -- tutaj zwana w skrócie grófka Isabela) Basen otwarty był zamknięty, bo cośtam, ale czynny był ten całoroczny (czyli znajdujący się w budynku -- wejście pod recepcją hotelu Strand). Ja nie miałem slipów, to nie wszedłem, Elka z Jankiem pływali a ja poszedłem na kawę latte i ciasto do Hotelu (b. dobre i w przystępnej cenie). Elka wykąpała się też odważnie w słynnym (jeziorku kraterowym (trawertynowym) -- drugiej obok basenów termalnych atrakcji (ignorując zakaz kąpieli).
Drugiego dnia zwiedzanie okolicy: Czerwony klasztor (Červený kláštor), potem spacer wzdłuż Dunajca do kładki do Sromowic. Dunajcem nie płynęliśmy, podobno drogo i ciężko się dopchać takie kolejki. Po obiedzie zameczek w Strážkach koło Białej Spiskiej. Znajduje się tam kolekcja obrazów Ladislava Medňanskiego, co akurat dla mnie nie jest wielką atrakcją -- no nie znam się na malarstwie i zwiedzanie galerii zwykle mnie nudzi. Po Strážkach zwiedzanie miejscowości Kieżmark (Kežmarok)--zamek i spacer po starym mieście.
Zakwaterowani byliśmy komfortowo w czymś w rodzaju internatu (dzięki znajomej małżonki, na zaproszenie której zresztą pojechaliśmy). Mieliśmy do wyłącznej dyspozycji 5 pokoi, kuchnię z jadalnią i łazienkę. Dyrektorski apartament!
W związku z tym rower też nikomu nie przeszkadzał -- parkował w jadalni -- i dwa razy się przejechałem po okolicy. Żeby się nie alienować od reszty rodziny rowerowałem przed śniadaniem, tj. zaczynałem około 6 rano. Się okazało, że rano to tu całkiem zimno jest, np. drugiego dnia było 8C (pierwszego było ciut cieplej), a ja w krótkich spodniach, bez rękawic i czapki -- bo tak sobie wymyśliłem, że przecież jedziemy na południe. Ale dałem radę...
Budapeszt
W czwartek rano pojechaliśmy do Budapesztu, po drodze odwiedzając termalne baseny jaskiniowe w Miszkolcu-Tapolcy. Do Budapesztu dotarliśmy przed 19:00. Tym razem kwaterą było w miarę małe ale wygodne, czyste i nowocześnie wyposażone mieszkanie w bloku, przy ulicy Törökugrató (wyszukane przez AirBNB.) Ulica Törökugrató BTW to Buda a nie Peszt, co też się okazało szczęśliwe z punktu widzenia rowerowania. Buda bowiem jest górzysta, a ulica Törökugrató jest już poza centrum. Dało radę zatem całkiem serio pojeździć, co by w centrum zupełnie nieznanego miasta było raczej niemożliwe. W szczególności pierwszego dnia wjechałem na górkę pn Széchenyi-hegy, z nachyleniami sięgającymi 15%.
Część oficjalna obejmowała zwiedzanie tego co należy zwiedzać w Budapeszcie: dwa zamki, dwa kościoły (Stefana i Macieja), targ, operę, mosty, no i synagogę. W niedzielę przed siódmą rozpoczęliśmy odwrót, w domu byliśmy około 17:30. Warunki do jazdy były prawie że idealne--zero ruchu, tylko trochę popadało w okolicach Kujaw.
Zdjęcia z wycieczki są tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz