środa, 20 lutego 2019

Alan Kurdi refugee boat named

My comment to the information which I have found recently that a (German) boat was named after Alan Kurdi: Refugee boat named in honour of Alan Kurdi more than three years after Syrian boy died at sea... (https://www.independent.co.uk/news/world/europe/alan-kurdi-refugee-rescue-boat-mediterranean-syria-sea-eye-a8773361.html)

Alan (Abdullah) Kurdi family tried to escape from Turkey but failed and his body was wash out in Turkey. There is a EU-Turkey `deal' on (stopping) migrants masterminded by Germany. The deal costs EU-taxpayer 6 billions EUR. If some Germans want more foreigners in their country they better will name a train (zug in German) from Stambul to Munich than a boat. They also should persuade their "mutter" to end the deal with president Erdogan. The train could for example be called Abdullah-Kurdi-Express (AKE).

The fact that Kurdi was a Turkish Kurd changes nothing. If Germany regards Turkish Kurds as war refugees-- as Turkish government in fact fights them--no problem to guarantee (all) of them appropriate status (before bording them to the above mentioned AKE Zug). BTW president Erdogan will be more than happy: he will get rid of Kurds (it is called ethic cleansing btw and is regarded as a sort of a war crime) with the hands of German plain fools (who regards themself of course as sensitive, tolerant etc...).

Aktualizacja systemu do wersji Fedora Core 29

Wreszcie się zdecydowałem na aktualizację fc21 na fc29. Czemu wreszcie? Bo u mnie aktualizacja to zawsze kilkudniowa PITA jest. Coś tam po aktualizacji nie działa i ogólne zamieszanie jest. Ale jak nie teraz to kiedy? Przy okazji to się pochwalę, że moim pierwszym linuksem była fedora w wersji RHL 5, zainstalowana w 1999 roku (albo coś koło tego roku, w Bachotku to na pewno, i na pewno przez Piotra Bolka.) Wychodzi że tym roku będzie rocznica 20 lat używania, tyle że przez pierwsze nie wiem ile lat (kilka) miałem dual boot. Poprzednia Fedora była zainstalowana circa 2015 roku czyli wcale nie aż tak dawno, a jeszcze bardziej poprzednia w 2011 (wersja 11). W sumie to ja tych wersji aż tak dużo nie miałem 5 (redhat), 8, 11, 21 teraz 29. Pewnie jeszcze coś było pomiędzy 5rhl a 8fl, ale co konkretnie to już nie pamiętam.

Tak poza tym to sobie wymyśliłem, że ponieważ mam dwa dyski w NUCu, to zainstaluję nową Fedorę na tym, z którego nie bootuję systemu, więc w razie emergency będę mógł się przełączyć. Nie do końca to działa--stary system się nie bootuje ale na razie nie jest to specjalnie potrzebne. Inny problem to był taki, że NUC po włączeniu w biosie opcji fastboot przestał reagować na F2, tj. niemożliwa była jakakolwiek zmiana ustawień tegoż biosa. Nie miałem pojęcia, że za niemożność przejścia do biosa odpowiada fastboot: Can't Access BIOS Setup with F2 Key for Intel NUC (Fast Boot in BIOS reduces computer boot time. With Fast Boot enabled: You can't press F2 to enter BIOS Setup. USB mice and keyboards are unavailable until after the operating system loads. Disable Fast Boot from the power button menu. Access the power button menu with this sequence: Make sure the system is off, and not in Hibernate or Sleep mode. Press the power button and hold it down for three seconds. Then, release it before the four-second shutdown override. The power button menu displays. Press F3 to disable Fast Boot.)

Powyższe znalazłem jak już problem rozwiązałem. A rozwiązałem go przez przypadek. Jak mi się zasilanie wyłączyło awaryjnie, to NUC zareagowł na f2. Jednym słowem odkryłem nieudokumentowany ficzer NUCa: wyciągnij kabel zasilający z gniazdka, a wtedy f2 też zadziała, mimo opcji fastboot. Sądząc z zawartości google (nuc fast boot enter bios), ta opcja nie tylko jest kłopotliwa dla mnie.

Po bezproblemowej aktualizacji sytemu, wykonałem co następuje:

## Post system update
dnf update
rpm -ivh http://download1.rpmfusion.org/free/fedora/rpmfusion-free-release-29.noarch.rpm
rpm -ivh http://download1.rpmfusion.org/nonfree/fedora/rpmfusion-nonfree-release-29.noarch.rpm
dnf -y install grip emacs mc vlc gpsbabel zip unarj 
dnf -y install gimp xsane ffmpeg dia ImageMagick wine
dnf -y install texlive
dnf -y install @xfce-desktop
dnf -y install fuse-sshfs beep geeqie 
dnf -y install mariadb mariadb-server
dnf -y install R
dnf -y install system-config-printer
dnf -y install aspell aspell-pl aspell-de aspell-es aspell-en

## pobrać trzeba google-chrome-stable_current_x86_64.rpm
dnf -y install google-chrome-stable_current_x86_64.rpm
##
wget 'https://download1.rstudio.org/rstudio-1.1.463-x86_64.rpm'
dnf -y install rstudio-1.1.463-x86_64.rpm 
dnf -y install gretl

Dotąd wszystko działa. Do komunikowania się z blogspotem używam skryptu w Pythonie, który wymaga biblioteki oauth2client. Doinstalowałem z rozpędu także biblioteki Perlowe, które pamiętałem że używam (takie jak perl-Geo-Distance na przykład):

 
dnf install perl-Net-Twitter.noarch perl-Test-LWP-UserAgent.noarch \
  perl-Flickr-Upload.noarch perl-Flickr-API perl-Geo-Distance \
  perl-LWP-Protocol-https.noarch perl-Crypt-SSLeay.x86_64 
##
dnf install python2-httplib2.noarch python3-httplib2.noarch
pip install --upgrade oauth2client

Nie instaluję thunderbirda. Nie widzę potrzeb. Będę czytał pocztę w google-chrome.

Instaluję gtk-recordmydesktop

## zawartość mbriza-recordmydesktop-fedora-29.repo  pobrana ze strony
## https://copr.fedorainfracloud.org/coprs/mbriza/  
dnf config-manager --add-repo mbriza-recordmydesktop-fedora-29.repo
dnf install recordmydesktop

Nie działa sprawdzanie słownika pod Emacs. Ale mój .emacs to bagno więc problem trzeba rozwiązać z tej strony. Podejrzewam w szczególności, że aspell nie działa bo używam kodowania iso w przypadku niektórych plików. Byłoby utf to by działał albo należy dokonfigurować aspella. Wybieram docelowo pierwszy wariant, ale na dziś dokonfiguruję emacsa pod iso-88592. Działa.

Kompilowanie i konfigurowanie ydpdic

Używam czegoś takiego jak ydpdic nieistniejącej już YDPoland. W fedorze trzeba w tym celu posłużyć się nakładką W. Kaniewskiego, a tym celu należy:

dnf install autoconf sysconftool automake libtool
dnf install ncurses-devel gettext-devel  gettext-common-devel
# ściągamy libydpdict/ydpdict ze repozytorium na github
# następnie kompilujemy najpierw bibliotekę potem nakładkę
./autogen.sh
./configure
make && make install
# u mnie z jakiś powodów trzeba to robić jako root

Skrypty obsługujące flickr.com

Wysyłanie zdjęć na flickr.com to u mnie bagno, bo używam śmiertelnie splecionych skryptów napisanych lata temu w Emacs Lispie i Perlu. Oczywiście te skrypty wywołują różne zewnętrzne programy. Całość to klasyczny, patologiczny monolit. Skrypt główny to flickr_upld.pl, który wywołuje flickr_xload.pl. Dane autoryzacji są umieszczone w flickr_utils.rc oraz login2flickr.rc. Te ostatnie są dodawane za pomocą require:

require 'flickr_utils.rc';
require 'login2flickr.rc';

Perl szuka plików-argumentów require w katalogach podanych na liście @INC. Standardowo są to różne katalogi systemowe (/usr/cośtam). Nie chcąc mnożyć bytów -- w sensie rozrzucać moich plików konfiguracyjnych po całym systemie -- modyfikuję @INC w pliku .bashrc:

export PERLLIB=$PERLLIB:/home/tomek/bin
export PATH=~/opt/tex/bin:$PATH

Aby flickr_upld.pl zadziałał trzeba zainstalować Flickr::Upload/Flickr::API (to już zrobione, bo o tym pamiętałem). Się okazuje że trzeba doistalować także:

dnf -y perl-Text-Iconv perl-ExtUtils-MakeMaker perl-Test-Number-Delta
perl-Image-ExifTool
## oraz ręcznie zainstalować (bo tego nie ma w rpmach):
Geo::Coordinates::DecimalDegrees

Po tym wszystkich działa. Aha, nowy Emacs zgłosił błąd przy kompilowaniu funkcji:

(defun My-flickr-remove-all-thumbnails
  ;; usunięcie miniaturek ;;
  (shell-command "rm /tmp/*.thmb")
)

Brak (). Winno być nazwa-funkcji(). Staremu Emacsowi pasowało bez nawiasów ale nowemu już nie. Dobrze wiedzieć i dobrze, że błąd dało się łatwo zdiagnozować (Malformed arglist).

TeX

Miła niespodzianka, że domyślną wersją TeXa jest TeXLive 2018 czyli nowszy niż ten którego sam do tej pory używałem. Niemiłą z kolei jest radykalna zmiana w formacie LaTeX: In current LaTeX release (2018 and later) You do not need to load inputenc as UTF-8 encoding, equivalent to \usepackage[utf8]{inputenc}.

Moje pliki kodowane w iso-88592. Muszę się zastanowić co z tym fantem zrobić. Na razie zastosuję rozwiązanie podane w FAQu: \usepackage[latin2]{inputenc}:

%& --translate-file=il2-pl %% usuń w TL2018
\documentclass[a4,portrait]{seminar}
\usepackage[latin2]{inputenc} %% dodaj TL2018
\usepackage[T1]{fontenc} %% dodaj TL2018

Działa.

R

dnf -y install R-reshape R-reshape2
dnf install R-ggplot2
Brak wyników dla parametru: R-ggplot2
Błąd: Brak wyników
## 
install.packages("ggplot2", dependiencies=TRUE)
## błąd
dnf install R-scales
install.packages("ggplot2")
## Teraz działa ale
#> library("ggplot2");
#Komunikat ostrzegawczy:
#W poleceniu 'strsplit(.Internal(Sys.getenv(character(), "")), "=", fixed = TRUE)':
#  niepoprawny łańcuch wejściowy 63 w lokalizacji

Pomimo tego działa, ale zobaczymy co z tego wyjdzie w dłuższej perspektywie, że tak powiem.

Podsumowanie

System generalnie działa jak działał. Mogę się łączyć z neptune/umbrielem za pomocą moich skryptów (sshfs). TeX działa -- będę testował granice kompatybilności TL2018. Skrypty do obsługi flickr.com działają. YDPdic też działa. Wygląda, że wyszedłem na prostą i zostały ewentualne drobiazgi.

niedziela, 17 lutego 2019

Trzy dni na Malcie

Kraj gdzie przed prawie każdym domem jest święta figura a przed każdym kościołem armata.

Podobno najwyższy wskaźnik ukościołowienia w UE liczony jako K/M gdzie K -- liczba kościołów, N -- liczba Maltańczyków. Gdyby go liczyć jako $m^2$ na maltańczyka to pewnie różnica pomiędzy Maltą a resztą byłaby jeszcze większa, bo tu każdy kościół to nie popierdółka jak za przeproszeniem na Podhalu albo na Suwalszczyźnie -- takiego poniżej kilkuset $m^2$ to my nie widzieliśmy.

Przylecieliśmy tutaj w niedzielę tuż przed północą. Taksówką dotarliśmy do naszej kwatery w dzielnicy Il-Hamrun (H jest tak dziwnie pisane BTW) już w poniedziałek, jakoś tak przed północą. Teoretycznie można było jechać autobusem, ale o tej porze woleliśmy zapłacić 20 EUR i być szybciej niż kombinować i dotrzeć o drugiej czy coś takiego. Nasza kwatera tym razem to nie było samodzielnie mieszkanie tylko samodzielny pokój, więc gospodarze byli na miejscu i nie trzeba było ani dzwonić ani czekać.

Rano śniadanie (w cenie kwatery) o godzinie 8:00 i idziemy oglądać stare miasto w LaValletta. Pogoda jest dobra. Słońce i nie pada, ale prognozy nie są najlepsze. Jeżeli chodzi o przemieszczanie się to pani mówi, że najlepiej kupić bilet tygodniowy na wszystko i jeździć autobusami. Jakoś nie bardzo wiemy gdzie te bilety kupić, a ponadto do starego miasta jest w miarę blisko, więc idziemy piechotą. Dochodzimy do fontanny Neptuna i pętli autobusowej. Elka leci kupić bilety. Się okazuje że są po 21 EUR, tj. za dwa nasz bank skasował nas na prawie 200 PLN. Ela mówi, że bilety jednorazowe są za 1,5 EUR i 3 EUR w zależności od trasy. Jeżeli to prawda, to uprzedzając wydarzenia my przejechaliśmy za 9 EUR pierwszego dnia, za 21 EUR drugiego dnia oraz 15 EUR trzeciego. Razem 45 EUR czyli więcej byśmy zapłacili kupując bilety jednorazowe. Do tego jeszcze 3 EUR za autobus na lotnisko w czwartek rano. Kupno czasowego się widać opłaca, nawet jak byliśmy zaledwie 3 dni a nie tydzień. Od pętli do twierdzy św. Elma jest blisko, idziemy zygzakiem. Bilet do muzeum to 10 EUR, ale warto wejść. Nie ma tam wiele eksponatów, ale sam fort jest godny zwiedzenia. Zaczyna padać, momentami całkiem mocno, o tyle mamy szczęście, że pada a my zwiedzamy. Po obejrzeniu fortu idziemy zwiedzać katedrę św. Jana. Imponująca budowla. Za wejście trzeba płacić (7 EUR jeżeli dobrze pamiętam). Potem zygzakiem najpierw w stronę Castille Place/Il-Barrakka ta Fuq (po drodze natykamy się na budynek maltańskiej giełdy--w warszawskiej nigdy nie byłem a w maltańskiej jak najbardziej), a potem idziemy na drugą stronę głównej ulicy (Triq ir-Repubblika). Jakiś stadion piłkarski--chyba ten co kamieniami polaków obrzucali wieki temu... Elka wreszcie padła--wracamy na główną ulicę i jedziemy autobusem na kwaterę. Docieramy około 16:00, jemy to co przywieźliśmy z domu (zabraliśmy żeby się nie zmarnowało) i o 18:00 wracamy na stare miasto--nocna runda tym razem. Powrót finalny 20:00...

Pierwszy dzień kończymy rozważaniami co robić jutro. Prognozy są nienajlepsze a na pojutrze lepsze. Decyzja jest zatem taka, że jutro do Ir-Rabat, pojutrze na Gozo jeżeli pogoda się poprawi. A jak się nie poprawi to nie pojedziemy na Gozo, bo po co?

Dzień drugi zaczynamy jak pierwszy: śniadanie (w cenie noclegu) z naleśnikami w roli głównej (pani się pytała co chcemy btw, nie to, że nas karmiła na siłę tymi naleśnikami). Potem jedziemy do Ir-Rabat. Tam na pętli autobusowej odkrywam fajny bar. W środku tłok ale obsługa sprawna i tanio. Potem idziemy zwiedzać stare miasto, a po stary mieście idziemy oglądać grotę św Pawła, katakumby i muzeum. Bilet jest jeden za 7 EUR. Grota jak grota, ale muzeum naprawdę warto zwiedzić. Różne rzeczy tam są: malarstwo, akcesoria kościelne w tym a zwłaszcza pamiątki po rycerzach maltańskich. Jest nawet kolekcja Durera, taka bym powiedział nie robiąca wielkiego wrażenie ale zawsze Durer to Durer, a poza tym ja widziałem wystawę Durerików w Norymberdze to jestem rozpuszczony, bo tam były rzeczy imponujące po prostu. Na stronach Google recenzje od rodaków tego miejsca mieszane tyle że mało kto wspomina muzeum. Większość jest rozczarowana grotami... Nie dogodzisz...

Po obejrzeniu miasta jedziemy autobusem na klify. Wysiadamy, po 10 min tak mniej więcej uświadamiamy sobie że w autobusie został nasz plecak. Lekka panika i wracamy na przystanek. Akurat jedzie inny autobus, objaśniam kierowcy co zaszło. A on na to I don't know English. No masz. Ale po włosku mówi, a Elka też. Gonimy ten nasz poprzedni autobus, który zresztą stoi przystanek dalej, bo to koniec trasy jest i widocznie przerwa. Plecak jest i czeka. Cała afera trwała może 30 minut. Wracamy nad morze. Na klifie, jak to na klifie--wieje. Do tego zaczyna padać. Oglądamy co trzeba i autobusem wrcamy do Ir-Rabt.

Czas taki ni-w-5-ni-w-10, ani wracać ani gdzieś jechać dalej. Zwiedzając miasto widzieliśmy efektowne wyroby ze szkła w sklepie pamiątkarskim. Elka mówi że tu jest blisko manufaktura szkła i że być może można to zwiedzać. Jedziemy zatem do czegoś co się nazywa Malta-Craft-Village bo to blisko i po drodze do naszego Hamrun. Tzn. jedziemy w kierunku La Valletta i wysiadamy zaraz za Ir-Rabat na przystanku Quali. Wioskę widać po lewej. Dalej perpedes, ale to blisko. Na miejscu się okazuje, że nazwa wprawdzie bombastyczna, ale w realu jest to po prostu byśmy powiedzieli galeria sklepów pamiątkarskich, tyle że mieszczących się w dość oryginalnych budynkach. Chyba starych hangarach po lotnisku.

Nic ciekawego anyway, do tego ceny z kosmosu. Jakieś muszle po 50 EUR. Ciekawe ile za taką muszlę bierze ten co ją wyłowił BTW. Już chcemy wracać, ale natykamy się na drogowskaz Aviation Museum. Żeby tam dojść to idziemy przez jakąś budowę--generalnie baza ludzi umarłych ale sprawdzić trzeba skoro zaszliśmy aż tak daleko. Trzy hangary, bilet 7 EUR. Zbiory 5razy lepsze niż te w 8 kondygnacyjnym klocu pn. Muzeum 2 Wojny Światowej w Gda. Kilkanaście oryginalnych samolotów i śmigłowców w tym Spitfire, Hurricane i Dakota C-47 w jednym kawałku... Muzeum jest ewidentnie inicjatywą low-budget, eksponaty są w różnym stanie kompletności i sprawności. Ciekawy czy gdyby wysłannicy z Budyniogrodu dotarli tutaj w swoim czasie ze swoimi 500 mln to Maltańczycy by się nie złamali i nie sprzedali np. tego Hurricana do Gdańska. No ale to rozważania teoretyczne: 500 mln już wsiąkło w piasek (a raczej poszło na prawie pustego kloca aka magazyn prawie pustych gablot).

BTW na Gozo też widzieliśmy coś co się nazywało Craft-Village. Może to jest Maltański sposób na wyrwanie kasy z UE? My mamy akwaparki i latarnie na wiatraczki i fotoogniwa czy też muzea bezeksponatowe, a oni pewnie inne patenty jak się wzbogacić łatwo i szybko na koszt podatnika (unijnego).

Ciągle leje i że się zrobiło późno to i zimniej się zrobiło. Ja już chcę do domu. Wracamy z pewnymi komplikacjami około 20:00. Aha obok muzeum był narodowy stadion piłki nożnej. Gdyby to był narodowy stadion rugby to byśmy zwiedzali...

Prognozy na jutro lepsze niż były rano więc jest szansa na Gozo.

Dzień trzeci zaczynam o 6:00 bo chcę zobaczyć jak wygląda Valletta wcześnie rano. No więc ruch jest duży, ludzi na ulicach dużo, wiele sklepów już otwartych. Większość pieszych i czekających na przystankach to czarni. BTW około 8:00 na przystankach sami biali. Miało być równo a wyszło jak zwykle :-) mówiąc zaś poważnie widzieliśmy tysiące czarnych młodych mężczyzn rano jak szli pewnie do pracy nie widzieliśmy czarnych żebraków czy sprzedawców okularów czy kijów do selfie (jak we Włoszech na przykład), z czego by wynikało, że ci nowi przybysze znaleźli tu normalną pracę i nie potrzebny im do szczęścia żaden tow. Timmermans ani towarzyszka Merkel z nowym GeneralPlanOst/przymusowym przesiedleniem. Czyli można...

Dzień się zapowiada ślicznie. W Castille Place/Il-Barrakka ta Fuq Japończycy ze statywami czekają na wschód słońca. To i ja poczekam. Pykami kilka fotek i idę do domu. Po drodze kupuję kawę i (mało dietetyczne) canali. Te ich cukiernie pełne są mało dietetycznych rzeczy a smacznych zresztą, co widać na ulicach: dużo młodych ludzi o znacznej otyłości (Amerykanin by się nie powstydził). Nie wiem czy to faktycznie jest problem, nie wiem czy to jest problem związany z dietą. Ot taka obserwacja uliczna...

Na śniadanie tym razem nie naleśniki tylko zapiekanka: makaron z kozim serem, polany jajkiem. Z początku myślałem że to omlet. Bardzo dobre. Po śniadaniu jedziemy na Gozo. Z naszej kwatery jest to prosta sprawa: autobusem 42 na przystań promową, potem promem na Gozo (5 EUR za bilet w dwie strony). Potem autobusem do Ir-Rabat (aka Victoria) na Gozo. Zwiedzanie zaczynamy od twierdzy, potem kręcimy się trochę po mieście. Przypadkiem natykamy się na filię Radia Maryja. Akurat Biedroń w PL ogłosił program partii Wiosna: nie ma w nim uchodźców ale jest rozdział od KK. Robert ty cienki Bolku, nie ta kategoria wagowa:-) Żeby ojciec T. ciebie nie rozdzielił (na pół na przykład).

Ostatni punkt pobytu: jedziemy autobusem 311 na klify do Id-Dwejra. Serwis trochę słaby jest (off season może) więc trzeba czekać na autobus. Dojeżdżamy i faktycznie warto było. Mamy godzinę do autobusu powrotnego, ale oblatujemy wszystko w 45 minut i dla pewności lecimy 15 minut wcześniej na przystanek. Tym razem niepotrzebnie. Tłoku nie ma, autobus przyjeżdża zgodnie z rozkładem. Około 16:00 jesteśmy na przystani promowej. Prom odpływa za 10 minut. Wszystko idzie jak po maśle, ale do czasu. Po drugiej stronie kupa luda i nic nie jedzie, wreszcie o 17:30 jedziemy do La Valletta ale nie autobusem 42, który by nam bardziej pasował tylko 41, który tak nam pasuje nie do końca. Numer 42 będzie jechał za 15 minut, ale wolimy nie czekać, a nóż przypłynie następny prom i albo będzie problem pn nie wszystkich weźmie (tak było jak jechaliśmy rano z przystani do Ir-Rabat), albo jechanie w ścisku.

Autobusem 41 podjeżdżamy do Birkirkary. Tutaj wysiadamy ponieważ dalsza trasa 41 omija Hamrun. Przyjeżdża 42, bo zresztą się okazuje, że innego pasującego nie ma. Byśmy poczekali na 42 to by pewnie wyszło na to samo...

Dzień ostatni. Że odlot mamy o 8:30 to pobudka jest o 5:00. Pani jest tak miła że nam robi śniadanie i odwozi na przystanek autobusu X1/X4, którym docieramy do lotniska. Elka tradycyjnie się opiera ale kupujemy butelkę maltańskiego czerwonego wina za 10 EUR w sklepie bezcłowym. Musimy na tą Maltę wrócicić bo parę rzeczy zostało do obejrzenia.

Ten tekst napisałem w samolocie wracając z Malty do Gda. Trochę trwało zanim go ostatecznie obrobiłem. Zdjęcia z wycieczki są tutaj: flickr.com albo na mapie.