piątek, 17 września 2021

Projekt-Z

Zacząłem uprawiać ogród znajdujący się przy ulicy Zawodzie w Gdańsku. To jest typowy ogród działkowy o powierzchni około 400 metrów kwadratowych. Jeszcze parę lat temu uprawiała go moja teściowa, ale ostatnio już przekraczało to jej siły.

W związku ze stanem zdrowia teściowej ogród był mocno zaniedbany a jego rewitalizacja zajęła dwa lata. W zeszłym kupiłem szklarnię poliwęglanową, usunąłem dwa konary po drzewach i umocniłem fragment działki z przeznaczeniem na miejsce parkingowe.

Z upraw to nie za wiele wyszło. Coś tam urosło, ale mocno to było skromne. W tym roku się zabrałem na serio. Ponieważ działka jest długa i wąska a kran tylko jeden z brzegu, wykopałem rów, położyłem rurę wzdłuż działki i zamontowałem dwa dodatkowe krany (piszę w pierwszej osobie, ale wykonała to firma; natomiast zakopanie dziury to już ja). Podlewanie dzięki temu stało się dużo łatwiejsze. Oprócz rury do wody zakopałem kabel internetowy i energetyczny. Rów ciągnie się od brzegu działki do szklarni poliwęglanowej, znajdującej się na drugim końcu działki, którą nazwałem greenhouse (względnie whitehouse, bo jest biała.) Ponieważ kopanie dziury zdemolowało nieco działkę kupiłem 3metry sześcienne ziemi i rozwiozłem po działce (70 taczek wyszło.)

Wreszcie zbudowałem samodzielnie drugą szklanię (pinkhouse bo jest pokryta folią o zabarwieniu różowym). Zbudowałem też dwa kompostowniki z palet. Usunąłem trawę ze środkowej części działki i przygotowałem tę część pod uprawę.

Nie wchodząc w szczegóły, działka ma około 120 metrów kwadratowych ,,części ornej'' podzielonej na 7 grządek o wymiarach 5x1,3m do tego cztery grządki nietypowe (dwie na truskawki jedna podzielona na ogórki/dynie i ostatnia wyłącznie na dynie.) Na dwóch grządkach zasiałem buraki, na kolejnych dwóch dynie i cukinie, na piątej marchew a na szóstej ogórki. Ostatnia siódma na selery, pory i sałatę (wiosna/wczesne lato.) W szklarniach posadziłem pomidory (własne flance.) Po bokach podpory na fasolę szparagową (trzy podpory typu trzepak + trzy typu walec z siatki drucianej) oraz na suche ziarno (jedna typu trzepak).

Zainstalowałem system monitorujący DYI oparty o Raspberry Pi w wersji 3. Ten system to router DWR-116 za 50 PLN z Allegro + modem Huawei e173 (za 8 PLN z OLX) + 3 razy rasberry, każda wyposażona w czujnik Bosch BME 280 do mierzenia temperatury/wilgotności oraz kamerę. Co trzy godziny (w dzień, tj. między wschodem i zachodem słońca) wykonywane jest zdjęcie, które jest (razem z odczytem z czujnika BME) wysyłane na Twittera oraz na stronę dedykowaną projektowi-Z pn http://zgarden.blogsite.org:8080/. Na koniec doby odczyty BME są wysyłana do repozytorium na githubie (https://github.com/hrpunio/Zawodzie). Do tego kupiłem prepaidową kartę w nju i co miesiąc płacę 9 PLN za usługę 9Gb za 9PLN.

Stronę http://zgarden.blogsite.org:8080/ oglądam sobie na PCie, a dla teściowej zrobiłem podgląd na czwartym Raspberry Pi wyposażonym w 7 calowy ekran kupiony na AliEx. Na tym ekranie wyświetlają się na przemian trzy zdjęcia z kamer z działki. Pi jest tak skonfigurowane, że uruchamia się bez logowania, uruchamia Chrome i zaczyna wyświetlać zdjęcia. Zdjęcia pobiera w stosownych momentach z Internetu.

Wreszcie zainstalowałem prosty system nawadniania w szklarniach. Ten system to programator nawadniania za 70 PLN (Allegro albo AliEx) pozwalający ustawić czas lania wody i częstotliwość oraz 20m linii kroplującej. System działa od 25 lipca bo wcześniej nie miałem czasu się tym zająć. Od 26 lipca nie podlewam w szklarniach...

Fasoli (szparagowej) to zebrałem +10kg, pomidorów już +80kg a jeszcze tak na oko minimum 20kg wisi na krzakach. Marchwi też jest po pachy a buraków jeszcze więcej. Ogórki jakby trochę słabiej, uschły dość szybko -- nie wiem czy tak miało być czy jakaś choroba. Ogólnie jednak zbiory są zajebiste, bo to Żuławy przecież. Od początku lipca jemy codziennie cukinie a od końca lipca swoje pomidory.

Zdjęcia z działki są tutaj. Są też filmiki poklatkowe tutaj.

Na działkę mam ok 20 km z domu. We dwie strony 40 km. Rowerem dojeżdżam...

czwartek, 16 września 2021

Zmiana osprzętu z włoskiego na chiński

Tekst w ramach nadrabiania zaległości...

W zeszłym roku prawie nie jeździłem na swoim flagowym rowerze (Ridley Fenix ale alu), bo się połamała klamka. A połamała się wkurwiająco ponieważ rower był w bagażniku, mieliśmy stłuczkę, przesunął się, uderzył klamką w ścianę bagażnika (Skoda Octavia) i już... Nikomu nic się nie stało tylko straty w sprzęcie (samochód + rower) Enough-is-enough. Zacząłem przemyśliwać jakby się wyplątać z tego całego Campagnolo (którego używam od zawsze; nigdy nie jeździłem na czymś innym), które tak poza tym staje się coraz bardziej egzotyczne, czego dowodem na przykład może być skromna oferta używanych części na Allegro.

Tak sobie myślałem cały 2020 a w zimie kolega CF powiedział mi, że właśnie kupił chiński osprzęt firmy Sensah i że to jest klon Srama i wygląda ten osprzęt całkiem-całkiem. No to ja też kupiłem tego Sensaha na AliEx, tyle że nie tylko manetki, ale całą grupę (Sensah Empire 11s), w tym korbę która jest chyba innej firmy, bo nazywa się ZRace (a model RX). Całość kupiona pod koniec marca 2021, przyszła jakoś tak po miesiącu chyba, bo przesyłka dość długo szła. Długą i dość pokrętną drogą szła: najpierw do Belgii potem do Hagi w Holandii, potem do Amsterdamu. Stąd do Polski... Całość manetki, hamulce, korba, kaseta, łańcuch + przerzutki kosztowało 1030 PLN (bez podatku VAT, bo go jeszcze wtedy nie naliczali)

BTW ja ślubowałem nigdy-przenigdy nie kupować czegokolwiek od firmy z nazwą w trybie fekalno-oznajmującym (jest jeszcze w tej Ameryce firma z nazwą w trybie f-ostrzegawczym czyli OSRAM), ale ta chińska przecież nazywa się Sensah więc jest OK.

Ekstra musiałem kupić za 340 PLN w Wertykalu bębenek do piasty (Campagnolo Zonda) kompatybilny z Shimano/SRAM. I tak byłem szczęśliwy, że tylko 340 PLN ekstra kosztował mnie rozwód z Campagnolo.

To że zamiast trzech dźwigni Camapgnolo jest jedna dźwignia (system SRAM) to się dowiedziałem od mechanika co mi to wszystko zamontował (że jest mniej niż w Campagnolo to podejrzewałem, ale spodziewałem się dwóch, jak w Shimano:-); nie stanowiło to wszakże wielkiego problemu. Powiem że posługiwanie się tym jest proste i intuicyjne, tyle że z hamowaniem trzeba trochę bardziej uważać niż w Campagnolo, bo manetka jest cóśkolwiek ruchoma (co oczywiste) i jak się za bardzo pociągnie ją do osi roweru to oprócz hamowania, zmieni się bieg...

No więc w 2020 nic nie jeździłem na Feniksie a w 2021 nie jeździłem na innych prawie wcale tylko na Feniksie. Przjechałem już 4500km i wszystko działa, nic się nie popsuło i jestem zachwycony. Do tego stopnia, że jak umyśliłem sobie kupić tryb na wymianę + łacuch a się okazało, że firma dolicza transport do każdej pozycji i wyszło 200 EUR za dwa tryby i łańcuch (jeżeli dobrze pamiętam), to kupiłem jeszcze raz w tym samym sklepie na AliEx całego Sensaha+ZRace za 240 EUR czyli 1090 PLN. Jak sprzedam klamki i korbę na Allegro, to będę miał łańcuch + tryb za normalną cenę:-)

No i tyle, bo skoro działa, to nie ma o czym specjalnie pisać. Generalnie to w ogóle przechodzę na chiński: chiński smartfon, rower, a nawet GPS do roweru też chiński. Otóż do tej pory używałem Garmina Ege 500 (mam już trzy w tym dwa popsute) a teraz kupiłem Xossa G+ za 150 PLN. Tu akurat mieszane uczucia -- być może kwestia przyzwyczajenia. Na minus: nie można podłączyć do PCta (obsługa tylko przez smatfona) i nie można skonfigurować wyświetlacza. Ja lubię mieć czas bieżący, prędkość, dystans przed oczami. W Xoss jest to na dwóch ekranach. Przełączanie się między nimi nie stanowi problemu, ale jakby można sobie zdefinować co się chce oglądać, to byłoby jeszcze lepiej a nie można. Na plus długi czas pracy baterii.

BTW2: jest jeszcze jeden plus: a na czym to kolega jeździ Ultegra/Sram RED? -- Sensah... I nikt nie wie o co chodzi. I o to chodzi...

Jak zrobić chleb z zaatarem

Przed wyjazdem do Ammanu nie wiedziałem co to jest za'atar.

A teraz już wiem że za'atar to przyprawa złożona z trzech składników: sezam, sumak i tymianek. Kłopot tylko jest z tym tymiankiem, bo nie mam pewności czy, ich tymianek to samo co nasz tymianek. W szczególności kupiłem na rynku w Ammanie zielicho o zajebistym aromacie i mam pewne podejrzenia, że to właśnie jest ten trzeci składnik zaatara. Ale to się ustali...

Chleb (który się nazywa za'atar manouche) był podawany w hotelu na śniadanie i bardzo mi smakował. Przepis podaję za https://www.youtube.com/watch?v=ARmQEJK2qTg:

Ciasto składniki: 250 ml wody, 7g cukru, 20g świeżych drożdży (albo 5g instant), 390 g mąki, 1,5 łyżeczki soli, 2łyżki oliwy. Wodę zmieszać z drożdżami i cukrem odstawić na czas jakiś żeby drożdże ożyły. Wymieszać z mąką, solą i oliwą/wyrobić i odstawić na 1h żeby urosło. Zrobić z tego wałek i pociąć na 6 kawałków. Rozwałkować cienko. Posmarować zatarem z oliwą (35g zataru + 60g oliwy) Rozgrzać piekarnik do 250C. Piec teoretycznie 8-10 minut ale jak blade to dłużej...

Alternatywny opis jest na blogu staregary.pl.

Etapu wałkowania jeszcze nie opanowałem się przyznam w stopniu zadowalającym, bo ciasto mi się lepi do wałka i stołu. Dało się to wprawdzie rozwałkować, posmarować i umieścić na blasze, tyle że w stylu rozpaczliwym. Wychodzą luki w elementarnej edukacji kulinarnej (jak się robi ciasto drożdżowe) i tutaj muszę się jeszcze dokształcić...

środa, 1 września 2021

Wyjazd do Ammanu

Że pandemia to test PCR trzeba było zrobić, którego koszt to circa 400 PLN. Test jest ważny 72h; wylatujemy w poniedziałek jesteśmy w Ammanie o 11:00. Umówiłem się na 14:50 w piątek w Luxmedzie, bo później w piątek mi nie pasowało a w sobotę to mało kto testuje i nie wiem czy wynik by nie był w poniedziałek na przykład. Zatem test w piątek a w sobotę rano był wynik online. Wpisali datę wykonania testu na 23 bez podania strefy czasowej. Trochę lipa jak na 450 PLN. Tyle, że to bez znaczenia. Zarówno w Modlinie jak i w Ammanie wydruk z testu to faktycznie przepustka do pójścia dalej, ale nikt tego mojego wydrukowanego kwitka nie weryfikuje, wsadzając go np. do jakiegoś skanera (jest QR-kod). Patrzą pobieżnie i puszczają dalej...

Pojechaliśmy z wizytą do AlZaytoona university (to po naszemu Uniwersytet Drzewa Oliwnego bo Zaytoona to DO). Naszym gospodarzem był dr Ali Al Dahoud (rocznik 1961, studiował w Belgradzie skąd przywiózł żonę, Włoszech oraz Kijowie); drAli to dziekan Computer Science oraz ich centrum współpracy zagranicznej. Uprzedzając wydarzenia zajęli się nami super-ponad-standardowo. Wieczorem przyjechał drAli + jego pracownica Sokyna Bardzo otwarta i sympatyczna babka, elegancko ubrana. Fluent english oczywiście bo studiowała w UK.

Pierwszego dnia pojechaliśmy na chwilę na Uniwersytet, potem do Hotelu a wieczorem zwiedzaliśmy Ammańskie downtown. Mieszkamy w hotelu New Merryland Hotel 20 minut od punktu zero w Ammanie czyli meczetu Al-Husseini i z czystym sumieniem mogę ten hotel polecić. Za tygodniowy pobyt zapłaciłem około 1000 PLN

We wtorek był working day: spotkania i wykłady. Najpierw spotkanie z prezydentem uniwersytetu. Całkiem sympatycznie. Prywatny uniwersytet, 8 tys studentów, ileś tam (dużo) wydziałów. Nasze lectures ma być ze staffem, bo studentów nie ma. Najpierw w Business Dept., na którym studiuje 2 tys studentów, a pracuje 60 pracowników. Dziekanem jest Iracki Arab, mówiący po polsku (żona Polka w szczególności); 24 lata w Ammmanie. Phd z ekonomii Univ w Katowicach. Oprócz niego 2 amerykanki (jedna od IT) + 3 innych odpowiednio po studiach w Teksasie, Swansea i Birmingham... Potem poszliśmy do Nursing deptartment. Mniejsze grono, ale też sympatycznie.

W środę pojechaliśmy na Morze Martwe. W tym celu trzeba było wykupić pobyt w hotelu. Nie da się bowiem pływać w MM na dziko, zresztą to z uwagi na stężenie soli byłaby średnia przyjemność. Jak się sól dostanie do oczu mogiła, a na hotelowej plaży jest wąż ze słodką wodą/prysznice itp. Temperatura zabójcza 39C, ale hotel klimatyzowany więc no fear...

Tak w ogóle, to MM to taka sobie atrakcja. Pływać tam nie idzie (bo sól). Się wchodzi do wody; oblepia błotem i czeka 30 minut. Się błoto spłukuje i można iść do domu, ale że się wydało 35 dinarów to się siedzi na basenie czekając na lunch...

W piątek Petra. Jedziemy teoretycznie w najgorszym czasie: nie dość że lipiec to jeszcze wchodzimy tuż przed południem. Ale jest zupełnie znośnie. Nie jest aż tak gorąco (jest 32-33C a nie 40C czym nas straszono) i jest sucho, a trasa jest łatwa--idzie się jak po chodniku. Tras w Petrze jest osiem wg mapki na ulotce do pobrania przy kasach i można wzw z tym chodzić parę dni. Ja zaliczam dwie trasy: główną i Al-Khubtha Trail, tyle że tę drugą to raczej nie do końca. Tzn. doszedłem do jakiegoś końca, ale raczej nie tego co trzeba, bo potem w Internetach widziałem zdjęcia ludzi co sobie robią selfie ze skarbcem w tle na dole. No ja tam nie byłem. Przy czym od połowy tej Al-Khubtha, to już nikogo nie spotykałem na szlaku, więc albo wlazłem nie tam gdzie trzeba albo 99% zwiedzających chodzi po Main Trail. Spędzamy w Petrze 4h i wracamy do Ammanu o 20:00. Ja bym tam i 8h mógł chodzić, ale reszta wycieczki już nie więc nie chciałem żeby na mnie za długo czekali (czekali godzinę)

W sobotę jedziemy do domu drAli w mieście Ar-Ramsa na granicy z Syrią. To nie jest daleko, ale jedziemy naookoło, najpierw zwiedzać zamek Ajloun. Budowla saracenów (https://pl.wikipedia.org/wiki/Saraceni) a nie krzyżowców. Wejście za 3 JOD czyli tanio. Stamtąd do Dżarasz. W sumie niepotrzebnie, bo rzymskich ruin ostatecznie nie zwiedzamy. Wejście 17 JOD, bo to ogromne ruiny są, a nam się primo już nie chce, a do tego jest już późno. Mamy jeszcze w planach obiad w Ar-Ramsa. Po obiedzie podjeżdżamy obejrzeć zamknięte przejście graniczne z Syrią i wracamy do domu.

Pomiędzy wyjazdami łaziłem po Ammanie. Stare miasto (downtown) w tym a zwłaszcza bazar przy meczecie Al-Husseini (Grand Husseini Mosque). Kartą płatniczą to tu w wielu miejscach się nie zapłaci i trzeba mieć gotówkę. W tym celu wymieniam USD/EUR na JOD w kantorze. Bankomatów miejscowi nie polecają bo drogo wychodzi. W hotelu i Carrefurze płacę kartą i kurs wychodzi całkiem OK. Nie ma potrzeby kupowania dinarów w PL co zresztą nie jest prostą sprawą.

W poniedziałek odlatujemy do Modlina. Teraz wreszcie przydaje się paszport-COVIDowy. Przy kontroli paszportowej pokazuję paszport (m-obywatel) i bez dalszych ceregieli wpuszczają mnie z powrotem.

Wybrane pozycje kosztów: wiza na lotnisku 40 JOD, Petra 50 JOD, hotel około 1000 PLN, test PCR 450 PLN. Bilet (wykupiony bagaż 20kg) w Ryanair to zaledwie 600 PLN.

Do pobrania ślady kml ze zdjęciami; album ze zdjęciami.