środa, 14 lutego 2018

Wycieczka do Lizbony 2018


Fatima

Dorsz czyli Bacalhau

Ciastka

Słynna Pasteis de Belem

GDP Pocket

Szóstego lutego pojechaliśmy do Portugalii. Wizzair lata konkretnie z GDA do Lizbony.

Nasza kwatera była w centrum: 25 Rua do Cardal de S. José (25 to numer domu). Pod numerem 23 jest restauracja i tam urzęduje współwłaściciel. Z metra to 200m faktycznie:

You can also come with the underground. The access is nearby the exit of the airport. Line red til the end. Change for the blue line direction santa Apolonia, stop Avenida station. The apartment is located at some 200 metros.

Pobyt wyglądał tak, że #1 dzień: stare miasto, zamek św Jerzego oraz muzeum kafli ceramicznych (azulejos). Dzień #2: Fatima. Dzień #3: Sintra a konkretnie zwiedzanie dwóch pałaców tj. Palácio Nacional de SintraQuinta_da_Regaleira + wejście pod pałac Pena. Do pałacu Pena nie weszliśmy, bo była kiepska pogoda/gęsta mgła, więc i tak by było kiepsko widać z zewnątrz, a w środku to tam za dużo nie ma do oglądania. Poza tym byliśmy już zmęczeni. Za to po powrocie do Lizbony weszliśmy do muzeum pieniądza -- ale nie było warto (wstęp jest za darmo więc jak komuś się nudzi...) Dzień #4: Belem a konkretnie klasztor Hieronimitów (grobowiec v.d. Gammy) oraz Muzeum Morskie. W Belem była też czasowa wystawa grafik Eschera, ale się okazało, że wstęp za 11EUR więc nam przeszła chęć oglądania Eschera.

Wracając do dnia #2 czyli do Fatimy, to w szczególności ciekaw byłem konfrontacji opowieści W. Cejrowskiego z cyklu Boso przez świat z rzeczywistością. Ja przynajmniej po obejrzeniu Cejrowskiego odniosłem wrażenie niesłychanego skrzywienia w stronę komercji i dziwnych zabobonów, tj. że są tutaj jakieś gigantyczne wielkopowierzchniowe sklepy z dewocjonaliami, na których sprzedaje się masowo bardzo dziwne rzeczy typu woskowe organy ludzkie, które potem płoną na ogromnych stosach... Rzeczywistość nie potwierdziła tej wizji, nawet bym powiedział, że WC mocno przesadził. Owszem są sklepy, owszem sprzedaje się świece w kształcie organów, ale zarówno te sklepy nie są wcale gigantyczne jak i te dziwne dewocjonalia są marginesem. Jest też jeden całkiem mały budynek przeznaczony na spalenie świec ofiarnych (por. zdjęcie obok). Sklepy są wielkości tych z Częstochowy a dziwne świece stanowią margines -- dominują tradycyjne przedmioty, takie jak figura Matki Boskiej. Uwaga na koniec: podczas naszego pobytu Fatima była prawie pusta -- być może wrażenie jest inne podczas popularnych uroczystości kościelnych.

Co do kosztów to wydaliśmy 2700PLN na dwie osoby w tym 890 na bilety lotnicze + 520 PLN na kwaterę (4 noce x 2 osoby via AirBnB). W Sintrze wydaliśmy 40 EUR (2x pałac, tj. 4 bilety + dojazd) a w Fatimie 50 EUR (4x bilet autobusowy 2 x tam + 2 x stamtąd po 12,50 EUR). Bilet do muzeum morskiego 6.50EUR (warto), Azulejos 5.00 (też warto) Klasztor i zamek po circa 10EUR.

Rzucało się w oczy dla przybysza z kraju Biedronki tysiąca małych biznesów, a sklepów wielko czy średnio powierzchniowych jak na lekarstwo. Wśród sklepów #1 jest cukiernia/cukiernio-kawiarnia. Oni muszą pochłaniać ogromne ilości ciastek, które są mocno słodzone i zwykle nadziewane budyniem. Z zazdrością zauważyłem, że tego po miejscowych nie widać (że tyle cukru jedzą). W centrum Lizbony można też było spotkać małe-rodzinne sklepy spożywcze, sklepy AGD, księgarnie. Wygląda że wszystko to ma klientów i jakoś tam prosperuje...

W aspekcie sportowo-rekreacyjnym odniosłem za to wrażenie, że na rowerach to oni tu nie jeżdżą--być może wynika to z ukształtowania terenu. Na pewno w centrum Lizbony jeżdżenie na rowerze przy tamtejszych nachyleniach i wąskich ulicach to dla niewyczynowca mordęga. Trochę ludzi za to biega (po bruku--brrrr), nawet wcześnie rano widziałem takich zapaleńców. O tyle bieganie rano ma sens (w centrum), że nie ma ruchu (no i oczywiście zdaję sobie sprawę, że wielu biega rano bo potem leci do roboty.)

Przed wycieczką (z myślą o minimalizacji bagażu, ale także z planami wykorzystania w pracy) nabyłem najmniejszy laptop świata czyli GDP Pocket. Mało to on nie kosztował, ale sprawdził się. W wolnych chwilach doinstalowałem zresztą na nim prawie wszystko co mam na normalnym laptopie (bo zresztą na normalnym mam taki sam dysk jak na GP -- 120Gb), łącznie z TeXem, R oraz Pythonem i Perlem.

BTW na GDP Pocket jest dostępne Ubuntu i może bym i go zainstalował, gdyby nie plany używania tego urządzenia także w pracy -- Windows jednak jest bardziej kompatybilne ze wszystkim.

Samolot do GDA mieliśmy o 22.00, ale na lotnisko żeśmy się zwinęli już o 18:30, bo Elka była padnięta, a poza zwiedzaniem nie mieliśmy koncepcji co robić. W GDA byliśmy 02:30 nad ranem, przywitani zimą i -4C. W tamtą stronę podróż była mocno niekomfortowa, a to dlatego że było ciasno (rząd 28) a dwa rzędy przed nami rozkoszne Ruskie zresztą dziecię grało (bez słuchawek) w jakąś durną grę na konsoli. Powrotna za to była super komfortowa--mieliśmy miejsca w 4-tym rzędzie i wydaje mi się, że tam fotele są rzadziej rozstawione. No i nie było żadnego wkurwiającego ruskiego rebionka z konsolą.

Do pobrania ślady kml ze zdjęciami; zdjęcia; ślady gpx/kml.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz