piątek, 4 maja 2018

Wyjazd w długi weekend (Bachotek 2018)

27 kwietnia: Sopot--Bachotek (185km) z przystankiem w Nowym Mieście Lubawskim. Źle policzyłem czas/dystans i będąc w niedoczasie pojechałem najkrótszą drogą: Tczew-Malbork-Pasłęk-Susz-Iława. W sumie bez historii dotarłem do NM Lubawskiego, gdzie byłem umówiony z koleżeństwem ADD (jeszcze z liceum się znamy), które tam mieszka. Mile spędziliśmy 2 godziny, po czym pojechałem dalej do Bachotka. Na miejscu byłem około 21:30.

28 kwietnia: dzień wolny (miał być), ale jednak pojechałem dwa razy do Brodnicy po zakupy (4x10km = 40km). Drugi wyjazd po produkty na grila, się bowiem nagle okazało, że ogniska nie będzie 28. kwietnia tylko dzień później. Zamiast na ognisko zaprosiłem ADD na grila. Fajnie było...


Cmentarz hrabiów zu-Dohna-Lauck (mój ślad obok)

29 kwietnia: odwrót z Bachotka, ale nie do domu tylko do Nowej Pasłęki. Znowu wyjechałem za późno do tego zapomniałem naładować smartfona (błędem było także niezabranie powerbanku). W rezultacie mocno nadłożyłem drogę i przyjechałem na kwaterę znowu ciemną nocą (200km). Do tego uparłem się zobaczyć płyty nagrobne w Markowie koło Morąga. Na szczęście: ostatni fragment trasy był dość nieskomplikowany, droga równa i bez dziur a księżyc w pełni. Dotarwszy do Nowej Pasłęki pytam się pierwszej osoby gdzie jest pensjonat `U Rybaka', w którym miałem zarezerwowany nocleg. Pan do mnie przyjechał to tutaj. Się okazało, że `U Rybaka' jest blisko wjazdu/wyjazdu na Braniewo. BTW fajna i godna polecenia agroturystyka.

Co do płyt z Markowa, to i tak ich nie zobaczyłem. Pod presją czasu nie zdecydowałem się na ich szukanie. Wyjeżdżając z Bachotka nie odrobiłem pracy domowej, zakładając że jakoś trafię. Pytałem się miejscowych, ale dupa-zbita--nie było to takie proste. Teraz widzę, że nawet za pomocą Google nie jest to proste--większość stron nie podaje gdzie to dokładnie jest. W końcu znalazłem (http://www.ciekawemazury.pl/info.htm#1856/pl/i/pseudomegalityczny_cmentarz_dohnow) i wydaje się że informacja jest poprawna (pałac Dohnów jest oznaczony poprawnie, to pewnie cmentarz też). Byłem blisko, co wiadać na zrzucie z googleMaps.

30 kwietnia: objazd Warmii (północnej). Pojechałem przez Pieniężno do Górowa-Iławieckiego. W obu miastach już kiedyś byłem, ale krótko i przelotem. Tym razem chciałem zwiedzić muzeum Księży Werblistów (Pieniężno) oraz muzeum gazownictwa (Górowo). Miało być 160 km, a wyszło 180.

Muzeum Weblistów bardzo fajne i godne polecenia. Urządzone pomysłowo i ze smakiem. Dużo strojów/masek oraz kilkadziesiąt egzotycznych instrumentów muzycznych (coś dla Elki). Nie wiem czy to standard jest w każdym przypadku, ale zostałem wpuszczony do środka i pozostawiony samym-sobie (jak pan będzie wychodził, to pan drzwi zatrzaśnie). Za to muzeum gazownictwa okazało się totalną porażką. Słabo z informacją -- na mieście nie ma drogowskazów, co jest jakby standardem w przypadku tego typu placówek. Po odszukaniu stosownego adresu za pomocą googleMaps nie bardzo wiadomo jak wejść. Się okazuje, że muzeum jest bezobsługowe -- żeby zwiedzać, to trzeba zadzwonić do miejscowej Informacji Turystycznej. Ja miałem pecha, telefon nawet ktoś odebrał ale zostałem poinformowany, że dzisiaj nieczynne. Podany powód był dziwaczny i raczej dla mnie był jeszcze jednym dowodem na to, że muzeum niespecjalnie jest warte uwagi.

Górowo jako atrakcję reklamuje też: Żywkowo często nazywane [...] Stolicą Bocianów. Do tej składającej się z dziewięciu gospodarstw i zamieszkanej przez 25 osób wsi co roku przylatuje około 100 bocianów. Odlatuje z niej około 200. Pojechałem, bez rewelacji. Gdybym nie pojechał to bym wiele nie stracił. Droga do Żywkowa dziurawa...

1 maja: powrót do domu przez Żuławy. Wystartowałem o 5. coś tam rano... Jadę do Fromborka, tam już byłem więc nie zatrzymuję się, zresztą nie ma po co. Jest 6 rano i miasto jest całkowicie wymarłe. Następne miasteczko--Tolkmicko zwiedzam pobieżnie. W Suchaczu na plaży jem śniadanie. Cała plaża to 100x30m piasku pośrodku ogromnych trzcinowisk. Omijam S7/E28 i jadę do domu przez Żuławy--super malownicza trasa wzdłuż Nogatu. Setki wędkarzy na brzegu i na łodziach. Nogat przekraczam na moście w Kępkach/Bielniku Drugim (oryginalna nazwa!) Droga jest całkiem dobrej jakości.

W Kępkach kieruję się na Stegnę, ale za Rybiną z drogi 502 skręcam na Sztutowo (jest drogowskaz). W rezultacie wyjeżdżam tuż obok obozu Stuthoff. Z rowerem nie wpuszczają, ale odwiedzam księgarnię, sprzedającą m.in. publikacje wydane przez Muzeum Stuthoff. Miła pogawędka z ochroniarzem, który mnie opierdolił bezceremonialnie w zeszłym roku:-) za próbę wjechania rowerem, przy czym od razu wyjaśniam że zrobiłem to nieumyślnie. W KL Stuthoff są bowiem co najmniej dwie bramy, pierwsza przy drodze i jak na moje to nie wiadomo po co jest, bo można nią swobodnie wchodzić/wychodzić (ale nie wjeżdżać--szlaban jest) i przy tej bramie nie ma żadnych kas itp instalacji. Do drugiej położonej ze 100m od pierwszej nie dotarłem -- pewnie są tam kasy i kontrola biletów przy wejściu. Mi się wydawało, że zakaz jazdy--całkowicie zrozumiały, bo przecież jest to jeden wielki cmentarz -- jest od kas/wejścia za biletem. No nie jest--faktycznie jest znak zakazu jazdy rowerem już przy pierwszej bramie, na który nie zwróciłem uwagi zakładając, że i tak nie wjadę do obozu, ale do kas jeszcze mogę...

Chcę sobie skrócić/urozmaicić drogę więc jadę na Mikoszewo gdzie za 5 PLN przekraczam Wisłę promem. Full luda, w obie strony. Od Przejazdowa droga na Gdańsk pusta. Przed Gdańskiem policja mnie molestuje że nie-ścieżką-to-tamto. W końcu puszczają bez mandatu. Generalnie pełno policji chuj-wi-po co (bo ruchu nie ma), to szukają pretekstu, żeby kumendant ich nie opierdolił po powrocie, że w krzakach spali zamiast patrolować. Oczywiście standardowe pierdolenie jak to oni dbają o moje bezpieczeństwo swoją (w oczywisty sposób zbędną) działalnością. Ciekawe czy sami wierzą w te brednie? Jeżeli zamiast mózgu nie mają gówna, to pewnie tak -- niełatwo jest żyć ze świadomością bycia pasożytem. NB. 3-go maja jeszcze mniejszy ruch i jeszcze więcej policji. Pierwszy samochód jaki zobaczyłem zaczynając wycieczkę do Rewy o 5:30 rano to był radiowóz. Normalnie państwo policyjne.

No ale summa sumarum udana wycieczka nie skończyła się mandatem więc nastrój tylko trochę mi popsuli. Do domu przyjeżdżam jakoś tak koło 14:00. Na liczniku 155km. Łącznie przejechałem +750km. Warmia to fajnie miejsce do rowerowania: mały ruch i drogi generalnie dobrej jakości (są wyjątki oczywiście z odcinkiem Markowo--Klekotki--Godkowo na czele, który jest tak dramatycznie kiepski, że nawet na GoogleMaps to wyraźnie widać.).

Do pobrania ślady kml ze zdjęciami; zdjęcia (flickr); ślad gpx; ślad kml.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz